Tajlandia staje się coraz bardziej popularnym kierunkiem wyjazdowym. Wszyscy turyści, którzy się tam wybierają, powinni sobie jednak zdawać sprawę z surowości tajskiego prawa. Zapomniał o niej najwyraźniej 70-letni włoski emeryt, który był kontrolowany na lotnisku przed opuszczeniem Tajlandii. Zdziwiony, że jego bagaż ma być przeszukany, zażartował: „Przecież nie mam tam żadnej bomby”. Problem w tym, że powiedział to po włosku, a kontrolująca go urzędniczka języka tego nie zna. Wiedziała za to świetnie, co znaczy słowo „bomba”…
ZOBACZ TEŻ: W Polsce jeździ włoskie Pendolino. A polskie pociągi podbijają Włochy!
Zaalarmowała swoich kolegów, którzy błyskawicznie przetransportowali emeryta do ciężkiego więzienia, gdzie w skandalicznych warunkach miał oczekiwać na proces. Wyjście zza krat kosztowało 1,3 tys. euro, czyli ok. 5,2 tys. zł! Od dwóch tygodni Włoch oczekuje na decyzję sądu w pokoju hotelowym, z którego nie może wychodzić. Grozi mu aż pięć lat pozbawienia wolności! Istnieje jednak możliwość, że po skazaniu zostanie odesłany do Włoch. Jego historia powinna być nauką dla wszystkich, którzy wybierają się do Tajlandii – napomina włoska prasa.
Źródło: tvp.info
Poważne konsekwencje dla emeryta za głupi żart na lotnisku
To miała być wyprawa życia. 70-latek z Włoch wybrał się na wycieczkę do Tajlandii. Wszystko przebiegało tak, jak mógł sobie wymarzyć. Do czasu, aż, aby wrócić do domu, udał się na lotnisko. Tam, podczas rutynowej kontroli, użył słowa „bomba”. Grozi mu za to nawet pięć lat za kratkami! Głupi żart kosztował go już 1,3 tys. euro – tyle wyniosła kaucja za wyjście z więzienia.