Polecamy: Walka na roboty sprzątające w Biedronce i Lidlu
- Badanie służy dwóm głównym celom – określeniu kosztu energetycznego na poszczególnych stanowiskach, co jest wymagane przez prawo pracy, oraz późniejszej analizie tych wyników i ewentualnemu wprowadzaniu zmian korzystnych dla pracowników. Jest ono w pełni dobrowolne – dla przykładu jedna osoba ze sklepu w Bieczy odmówiła w nim udziału, co oczywiście zostało uszanowane. Sam proces przygotowania do badań odbywa się bez udziału innych pracowników. Takie pomiary są przez nas zamawiane od wielu lat, a za ich realizację jest odpowiedzialny renomowany Instytut Medycyny Pracy im. prof. J. Nofera w Łodzi, współpracujący z WHO (Światowa Organizacja Zdrowia). Badanie jest przeprowadzane zgodnie z metodologią i najlepszymi praktykami badaczy z ww. Instytutu, bazując na wykorzystaniu monitora holterowskiego jako najbardziej precyzyjnej metody badawczej - odpowiedziało nam Biuro Prasowe.
Badanie miało jednak wzbudzić mieszane uczucia - portal Money.pl cytuje anonimowe pracownice sklepu, które twierdzą, że musiały tego dnia chodzić bez biustonosza, bo przeszkadzał w noszeniu czujnika. Zamiast tego w biuście obwiązywano im bandaż. Miano również nie poinformować dokładnie, czemu służy, przez co zatrudnieni nie wiedzieli, po co noszą czujniki.
Tymczasem holtery miały mierzyć wysiłek fizyczny, jaki towarzyszy pracownikom podczas wykonywania różnych czynności. Założono je kasjerom, kierownikom sklepów oraz zastępcom. Mierzono poziom pracy fizycznej, którą wykonuje się podczas przykładowo rozkładania towaru. Jak mówią przedstawiciele sklepu, badanie było przeprowadzane w interesie pracowników i miało służyć potencjalnemu wprowadzeniu zmian na ich korzyść.
Źródło: money.pl/Biuro Prasowe Biedronki