„Super Express”: - Na ile politycy rozumieją przedsiębiorców i świat biznesu?
Ryszard Florek: - Mam różne doświadczenia. Są politycy, którzy coś rozumieją. Zresztą nawet nie chodzi o to, żeby rozumieli przedsiębiorców, ale gospodarkę, szczególnie w wymiarze globalnym. Widać to niestety nie tylko w debatach, ale także ustawodawstwie. Rozmawiamy przy okazji Forum ekonomicznego w Karpaczu. Tego typu wydarzenia są dobrymi miejscami, żeby móc spotkać polityków i wytłumaczyć pewne mechanizmy tym, którzy chcą słuchać.
- Jakie są najważniejsze oczekiwania polskich przedsiębiorców wobec polityków? Przez ostatnie lata słyszeliśmy, że nie chodzi wcale o to, żeby wspierać biznes – chodzi raczej o to, żeby zagwarantować stabilizację i by prawo nie zmieniało się kilka razy w kwartale. To najważniejsze?
- Stabilność prawa to jedno. Natomiast w Polsce, przynajmniej z moich doświadczeń, jest ważne, żeby politycy pozwolili Polakom rozwijać Polskę. Bo tu nie chodzi o przedsiębiorców, bo interes przedsiębiorcy jest interesem kraju. Średnia wynagrodzeń w Polsce jest uzależniona od wzrostu PKB, a ten wzrost PKB generują przedsiębiorcy. Czyli rozwój gospodarki, który generują przedsiębiorcy, przekłada się na wzrost wynagrodzeń pracowników, a tego Polacy oczekują. Trzeba tylko polskim przedsiębiorcom pozwolić ten wzrost budować.
- Wspomniał pan prezes o PKB. Ostatnie dane są dobre, a nawet bardzo dobre. Jednak w skali globalnej dane nie są tak jednoznaczne. Weźmy choćby bardzo złe wyniki płynące z Niemiec. Niektórzy uważają, że zwiastują początek poważnego kryzysu gospodarczego. W jakim miejscu w tej chwili jesteśmy? Przedsiębiorcy czują się bezpiecznie i widzą szansę rozwoju? Czy nieuchronnie zbliża się gospodarczy armagedon?
- Trudno jednoznacznie powiedzieć. Na pewno, jeśli porównamy wzrost PKB na osobę za ostatnie trzy lata, to takie kraje jak Portugalia, Hiszpania czy Włochy, które mieliśmy szybko gonić, zaczynają nam uciekać. Skutki ewentualnej recesji to my odczujemy bardziej niż Niemcy, ponieważ one mają jeszcze duży potencjał gospodarczy i na pewno Niemcy sobie poradzą. Być może te dane płynące z niemieckiej gospodarki to już sygnał, że trzeba szukać wszelkich rezerw wzrostu gospodarczego, by ta gospodarka się ruszała.
- W jaki sposób szukać tych rezerw?
- Trzeba pozwolić działać Polakom, a nie liczyć tylko na inwestorów zagranicznych, bo oni w tej chwili już uciekają do Rumunii. Gdy skończy się wojna, pójdą na Ukrainę lub gdzie indziej. My już mamy za wysoki poziom wynagrodzeń w stosunku do oczekiwań inwestorów zagranicznych. Musimy wykorzystać wszystkie możliwości. Jedną z takich możliwości infrastrukturalnych jest np. CPK, który dałby olbrzymiego kopa polskiej pracy. Nie mogę zrozumieć, dlaczego my tutaj się tak miotamy z tym projektem.
- No właśnie, nasz rozwój gospodarczy napędzany jest głównie przez konsumpcję. Poziom inwestycji jest od wielu lat na bardzo niskim poziomie. Co zrobić, by inwestycje napędzić?
- Cóż, rozwój gospodarczy, to konsumpcja plus eksport minus import, czyli konsumpcja to ale również eksport. Kraje, które mają przewagę eksportu nad importem, rozwijają się. Tam, gdzie jest odwrotnie, biednieją. U nas wielką rezerwą, która tkwi jeszcze w polskim narodzie, jest kapitał społeczny. Musimy po niego sięgnąć. Jeśli przyjrzymy się statystykom, to kraje, które mają wysoki poziom kapitału społecznego, mają wysokie wynagrodzenia.
- Kapitał społeczny, czyli co?
- Kapitał społeczny definiujemy tutaj jako zdolność społeczeństwa do współpracy i to wszystkich. Polityk tworzy prawo, które służy gospodarce, a nie tylko powoduje, że przedsiębiorca staje się zwierzyną łowną. Urzędnik interpretuje zaś to prawo z myślą o rozwoju gospodarczym. Przedsiębiorcy nie kupują domów w Hiszpanii, tylko rozwijają swoje firmy, myślą nie o własnym biznesie, własnym interesie, tylko o interesie gospodarczym kraju. Jeżeli wszyscy nie weźmiemy odpowiedzialności za rozwój gospodarczy kraju, to inwestorzy zagraniczni nam wyższego poziomu zamożności nie zbudują. I znów spójrzmy na statystyki.
- Czego w nich tym razem szukamy?
- Danych, które pokazują jasno, że kraje, które mają dużą liczbę firm globalnych, mają wysoki poziom życia i zamożności. Dania, ma ponad 50 rodzimych globalnych firm w przeliczeniu na 5 milionów mieszkańców. W Polsce jest tylko taka jedna firma. Więc kto ma to bogactwo z globalnego rynku ściągać do Polski? Natomiast CPK też jest takim elementem, który to bogactwo z globalnego rynku ściągałby do Polski. CPK dałoby dużego kopa dla rozwoju LOT-u, który mógłby zwiększyć obroty czterokrotnie i miałby 4 miliardy zysku. Skala, którą by miał, pomagałaby mu być bardziej konkurencyjnym. Więc to jest ta rezerwa, to są te szanse, po które trzeba sięgnąć.
- Wśród polityków pojawiają się pomysły na skrócenie czasu pracy do 4 dni. Na pozór to brzmi fajnie, natomiast Minister Rozwoju mówi, że to jest szaleństwo i że to będzie „zarżnięcie polskich firm”.
- Może trzeba zapytać Polaków, czy chcą 30 proc. mniej zarabiać, bo nie da się w krótszym czasie wygenerować więcej. Być może w niektórych krajach zachodnich, gdzie pracownicy więcej pracują koncepcyjnie, to wtedy być może dłuższy wypoczynek pozwoli dać większą efektywność. Ale nie w Polsce, gdzie pracownicy muszą na liniach produkcyjnych pracować. Przy takim rozwiązaniu konkurencyjność gospodarki bardzo spadnie. Wiadomo, że w innych krajach tego nie zrobią.
- I co to dla nas by oznaczało?
- Produkty z innych krajów będą po prostu tańsze niż nasze. Pytanie, czy Polacy kupią polski produkt, który jest o 30 proc. droższy niż np. niemiecki.
- Brak rąk do pracy to cały czas duży problem polskiej gospodarki?
- Oczywiście, w związku z rozwojem gospodarczym kraju bezrobocie spadło. Ale nie tylko w związku z tym. Powodem jest też demografia. Po prostu jest nas coraz mniej. Polacy wymierają, więc o pracownika jest coraz trudniej. Słabsze firmy, których nie stać na wyższe wynagrodzenia, będą upadać. Te, które mają korzyść skali, mają większy rynek, mają zapotrzebowanie na swoje produkty czy usługi i będą się utrzymywać. Na pewno brak rąk do pracy będzie powodował, że ta praca będzie droższa, bo będą rosły wynagrodzenia. Tylko czy produkty wyprodukowane przez ludzi o tych wyższych wynagrodzeniach będą konkurencyjne na rynku globalnym? Raczej nie. I to problem, bo import siły roboczej niesie za sobą duże ryzyka. O tym wiedzą już w Amsterdamie, w Wiedniu czy w innych stolicach Europy. No jest to na pewno trudne wyzwanie przed Polską.
- Panie Prezesie, na koniec mało jest takich firm jak Pańska, której udała się zagraniczna ekspansja. Z czego wynika to, że tak niewiele polskich firm podejmuje to wyzwanie, a jeszcze mniejszej liczbie udaje się podbić zagraniczne rynki?
- Tych powodów jest dużo. Przede wszystkim Polska została wrzucona na globalny rynek. To jak bym powiedział jest pewne jezioro, na którym pływają superkutry i nagle wypływa jakaś łódź, która ma z nimi konkurować. Oczywiście polskie społeczeństwo, kapitał ludzki w Polsce jest na bardzo wysokim poziomie. Tylko ten kapitał ludzki nie wystarczy. Do tego potrzebny jest kapitał, do tego potrzebne są korzyści skali. Często zachodnie koncerny mają tak wysokie korzyści skali, że polskim firmom trudno się z tym zmierzyć. Oczywiście w tych branżach, gdzie korzyści skali są mniejsze, gdzie polski rynek wystarcza, żeby mieć optymalne korzyści skali, to tu polskie firmy się rozwijają. Natomiast już w tych branżach, gdzie korzyści skali są większe, bądź trzeba więcej zainwestować, żeby wejść na inny rynek, tutaj szans nie mamy z powodu i braku kapitału, i braku skali. Jest jeszcze jeden problem.
- Jaki?
- W tych branżach, w których mielibyśmy szansę, te globalne firmy nie stoją z założonymi rękami i wykorzystują różne metody, żeby nam ograniczyć rozwój, łamiąc prawo. Do tego chronią ich jeszcze ich politycy. Polska ma najsłabszy system ochrony konkurencji, a walczylibyśmy o to, żeby był przynajmniej taki jak w Austrii. Ona była narażona na zdominowanie swojego rynku przez niemieckie firmy, więc stworzyła sobie super system ochrony konkurencji. Wystarczy go tylko zaimplementować w Polsce. Tym nikt nie jest zainteresowany.
- Nie pozostaje nic innego jak powiedzieć: wielka szkoda. Marnujemy potencjał.
- Marnujemy wysoki kapitał ludzki. Do tego potrzeba jeszcze ten kapitał społeczny, żeby to wszystko zadziało. Kapitał ludzki to są super cegły, ale zbudowany z nich mur nie będzie mocny, jak nie będzie miał zaprawy. Ta zaprawa to jest ten kapitał społeczny, która łączy to wszystko, przez co ten mur jest dużo, dużo mocniejszy. I tu są naprawdę duże rezerwy w tym kapitale społecznym Polski, bo on jest najniższym poziomem w Europie, żebyśmy zaczęli wspólnie się wspierać, żeby urzędnik nie traktował przedsiębiorstw jak zwierzę łowną i ciągle chciał mu udowodnić, że ten gdzieś jakiś błąd popełnił.
Rozmawiał Hubert Biskupski, tw