Panie prezesie, pandemia Covid zdemolowała transport, także kolejowy. Jak Polregio wychodzi z tego kryzysu? Czy spółka przynosi zyski?
Jako koleje regionalne, pomimo pandemii musieliśmy i chcieliśmy zapewnić niezakłócone prace przewozowe, czyli zagwarantowanie pani Kowalskiej i panu Kowalskiemu dojazdu do pracy, do szkoły, do przedszkola czy znajomych i rodziny. Oczywiście liczba pasażerów się zmieniła, ale nasze składy cały czas kursowały. Tak, zanotowaliśmy duże spadki, bo pasażerowie z racji lockdownu podróżowali mniej. Po pandemii widzimy potężne wzrosty liczby pasażerów, nawet w stosunku do okresu sprzed pandemii. Nasza spółka po raz pierwszy uzyskała rentowność z działalności podstawowej. Przynosimy zyski, ale pamiętajmy, że misją spółki nie jest maksymalizowanie zysków, ale przeznaczanie pieniędzy na dalszy rozwój.
Dalszy rozwój, czyli inwestycje, w tym w tabor. Złożyli państwo w ramach Krajowego Planu Odbudowy wnioski o prawie 6,5 mld zł na inwestycje. Co się dzieje z tymi wnioskami?
Tabor jest czynnikiem, który może sprawić, że pasażer przesiądzie się z tradycyjnego środka transportu do pociągu. Prawie 80 proc. naszego taboru to już wysłużone maszyny, które za chwilę trafią do lamusa. Żeby kontynuować naszą misję, spółka musi pozyskać tabor, najlepiej z finansowaniem unijnym. Dzięki grantom będziemy mogli kupić prawie 200 składów. To poprawi znacznie komfort i bezpieczeństwo jazdy podróżnych. W tej chwili uczestniczymy w kilku programach. Po pierwsze, KPO. Po drugie, RPO. Po trzecie, FENIKS. W ramach tych programów chcemy kupić m.in. elektryczne zespoły trakcyjne, ale też spalinowe, bo część linii w Polsce nadal jest niezelektryfikowana. Drugim elementem są tzw. punkty utrzymania taboru. Kolej jest najbezpieczniejszym środkiem transportu, stąd konieczne są przeglądy. Przeprowadzamy je u siebie, żeby usługa była jak najbardziej efektywna i jak najtańsza.
Dlaczego u nas kolej jest znacznie mniej popularna, niż w sąsiednich krajach? Czy jest szansa na to żeby ograniczyć wykluczenie kolejowe i doprowadzić do sytuacji zbliżonej do tej w Niemczech, gdzie praktycznie z każdego niewielkiego miasteczka można dojechać pociągiem do innej miejscowości?
Chciałbym, żeby i u nas zainteresowanie koleją podróżnych było tak duże, jak w Niemczech, czy w Czechach albo na Słowacji. Na szczęście zmierzamy w tym kierunku. Ale pewien dystans wciąż musimy nadrobić. Projektów jest całkiem sporo. Szczególnie gdy patrzymy na program Kolej Plus.
Czy ten dystans wynika tylko z rozwoju inwestycji i braku linii kolejowych, czy może to gdzieś głęboko tkwi w głowach Polaków, że własny samochód jest lepszy niż transport publiczny, transport kolejowy?
Podróżowanie samochodem staje się coraz droższe i coraz mniej opłacalne, więc obok rozwoju inwestycji pojawia się nowy trend w podróżach. Jakość tych podróży, która przyjdzie wraz z nowoczesnym taborem, spowoduje to, że ludzie bardzo chętnie przesiądą się do pociągu. Pamiętajmy, że Polska rozwijała się w obrębie kilku wielkich miast i głównie kładziono nacisk linie aglomeracyjne. Teraz powinniśmy zrównoważyć tę sytuację. Inwestować w połączenia i jak największą liczbę pociągów pomiędzy dawnymi stolicami województw oraz mniejszymi miastami. W Niemczech, gdzie kolej jest dużo popularniejsza, duże koncerny często swoje siedziby mają w mniejszych ale dobrze skomunikowanych miasteczkach. W takiej sytuacji znika potrzeba migracji. Komfort życia w małych ojczyznach jest dużo wyższy niż w dużych miastach. Przy założeniu, że infrastruktura kolejowa będzie wspierała taki model, nie będzie potrzeby, żeby kupować drogie mieszkanie w metropolii, jeśli można zawsze w godzinę dojechać do pracy koleją.
Rozmawiał Hubert Biskupski