Pierwszy przypadek pryszczycy w Niemczech. Główny Inspektorat Weterynarii w Polsce podejmuje działania
W Brandenburgii (land Niemiec), w powiecie Markisch-Oderland (graniczącej z Polską, m.in. z powiatem gryfińskim, myśliborskim, gorzowskim, czy słubickim) wykryto przypadku pryszczycy (FMD), w efekcie trzy bawoły wodne zmarły, a służby musiały zabić kolejne 11 sztuk. Gospodarstwo jest oddalone o 70 km od granicy z Polską. To również pierwszy przypadek wykrycia choroby od 1988 roku.
- To groźna choroba zakaźna dotycząca zwierząt parzystokopytnych, więc dotyczy bydła, owiec, kóz, a także jeleni, czy dzików. Dotyczy także krów, więc zagrożony jest również przemysł mleczarski. W związku z tym jest groźniejsza niż np. ASF, czy ptasia grypa, które dotyczą tylko trzody chlewnej i drobiu. Groźniejsza w skutkach ekonomicznych, bo gdy pojawia się w gospodarstwie, zagrożone są niemal wszystkie hodowle. Ponadto choroba roznosi się drogą kropelkową, bo np. krowa "kichnie" i wiatr może zostać rozniesiona duża dalej niż do drugiej krowy obok - mówi w rozmowie z nami Prezes Zarządu Związku Polskie Mięso Jacek Strzelecki.
W ramach środków bezpieczeństwa w Niemczech utworzono strefę zamkniętą w promieniu 3 kilometrów od ogniska choroby, w której zabroniono transportu zwierząt. Pryszczyca jest nieuleczalna i jedynym sposobem na jej zatrzymanie, jest zabicie całego stada.
- Obecnie weterynaria nie zwalcza tej choroby, bo w Polsce jej nie ma, ale podjęto już działania ochronne, które mają zabezpieczyć hodowle i polski przemysł mięsny, a także mleczarski. Wszystko wydarzyło się w weekend, urzędnicy i Inspektorat Weterynaryjny monitorują sytuację od momentu, gdy tylko pozyskano informacje. My jako przedstawiciele branży monitorujemy sytuację i informujemy inne firmy. Współpracujemy, aby uświadamiać o zagrożeniu i wzajemnie się informować - mówi Strzelecki.
Jak podaje Główny Inspektorat Weterynarii w związku z sytuacją zwołał sztab kryzysowy, oraz wojewódzkie zespoły zarządzania kryzysowego w Szczecinie, Zielonej Górze i Wrocławiu, postawiono w stan gotowości także Inspekcję Weterynaryjną w trzech województwach.
Wprowadzono rygorystyczne kontrole transportów zwierząt wrażliwych na chorobę wjeżdżające na terytorium Polski, kontrole prowadzi Policja, Straż Graniczna, Inspekcja Transportu Drogowego, we współpracy z Inspekcją Weterynaryjną. Postawiono w stan gotowości laboratorium Państwowego Instytutu Weterynaryjnego w Puławach mogące wykonać badania w kierunku pryszczycy, oraz wykonano działania informacyjne we ścisłej współpracy z organami władz weterynaryjnych Niemiec i KE.
Pryszczyca nie jest groźna dla ludzi, ale jej skutki możemy odczuć w inny sposób
Jak podkreśla Główny Inspektorat Weterynarii choroba nie jest groźna dla ludzi. Również Jacek Strzelecki ostrzega, że nie ma powodów do paniki.
- Pryszczyca nie jest groźna dla ludzi, dlatego w obawie przed chorobą nie trzeba rezygnować z jedzenia polskiego mięsa czy polskich produktów mleczarskich, nie ma co panikować. A wręcz przeciwnie, można, a nawet trzeba jeść te produkty, by być w zdrowiu - wyjaśnia prezes Związku Polskie Mięso.
Skutki choroby mogą być więc głównie ekonomiczne, tj. zarażenie może doprowadzić do pomoru zwierząt w hodowli. O potencjalnych skutkach powiedział nam Waldemar Wiatrak, rolnik i hodowca z powiatu Radomszczańskiego.
- Pryszczyca może zagrażać wszystkim zwierzętom hodowlanym w Polsce. Hodowców niepokoi, że w razie rozprzestrzenienia się choroby, będzie ograniczony obrót zwierzętami, co przełoży się na miejsc pracy, oraz spadek cen na skupach. Dziękujemy za szybkie działania wicewojewodzie i Głównemu Lekarzowi Weterynarii, za profesjonalne działania zapobiegawcze - wyjaśnia hodowca.
Na razie hodowcy i branża są zadowolone z działań służb i Głównego Inspektoratu Weterynaryjnego, który szybko podejmował decyzję po informacji o ognisku choroby w Niemczech. Potencjalne ognisko choroby może się jednak odbić na eksporcie produktów poza UE.
- Należy powiedzieć, że w Polsce nie została wstrzymana żadna produkcja zwierzęca. Kraje, spoza UE np. Wielka Brytania wprowadziły swoje ograniczenia dotyczące importu produktów zwierzęcych wyłącznie z Niemiec. W razie wystąpienia potencjalnego ogniska u nas mogłoby zostać nałożone embargo na rynki spoza unii, bo z Niemcami w ramach UE mamy jeden, wspólny rynek, więc dalej możemy eksportować do Niemiec, jak i niemiecki produkt nie może być zablokowany na rynku unijnym - wyjaśnia prezes zarządu Związku Polskie Mięso.
Na razie jednak zagrożenie nie dotknęło bezpośrednio polskich hodowców i rolników, państwa spoza UE wstrzymały eksport z Niemiec. Potencjalnie do Polski może trafiać mięso z pryszczycą z racji na wspólny rynek z Niemcami. Należy przy tym pamiętać, że choroba nie jest groźna dla ludzi oraz, że póki co problem nie dotyczy mięsa i wyrobów mleczarskich polskiej produkcji.
- Czyli nasi producenci dalej mogą produkować i eksportować produkty poza UE, oczywiście przy zachowaniu większej ostrożności i obserwowaniu potencjalnych symptomów. Jesteśmy wyczuleni i przygotowani do działania, zarówno branża mięsna, jak i rolnicy. Oczywiście sił natury czasem nie jesteśmy w stanie opanować i może się pojawić jakieś ognisko pryszczycy, ale na razie to tylko teoria. W razie co Główny Inspektorat Weterynaryjny nas poinformuje, taki jest obowiązek. Na razie nie wydarzyło się nic, co zagrażałoby naszym hodowlom - kwituje Strzelecki.