HUBERT BISKUPSKI
zastępca red. nacz. „Super Expressu", szef „Super Biznesu":
– Walka ze smogiem jest wielopoziomowa. To jest kwestia legislacji, naszej świadomości. Chciałbym zapytać panią prezydent o działania, jakie są prowadzone na Śląsku w ramach walki ze smogiem, i jak powinno wyglądać planowanie nowoczesnego miasta z uwzględnieniem czynników ekologicznych?
MAŁGORZATA MAŃKA-SZULIK
prezydent Zabrza:
– Śląsk jest obszarem gęsto zaludnionym, na którym substancja mieszkaniowa często jest bardzo wątła, zatem szczególnie w naszym kontekście warto rozmawiać na temat smogu. Wszyscy powinniśmy zacząć od pracy w zakresie edukacji. Jeżeli my nie przeprowadzimy rzetelnie tej lekcji, to będzie nam zdecydowanie trudniej osiągnąć sukces. Współcześnie samorządy muszą wyjść naprzeciw i współpracując z mieszkańcami, podejmować działania, które będą zmierzały do poprawy sytuacji. Oczywiście problem smogu dotyczy nie tylko Śląska czy Małopolski, ale niemal całej Polski, a nawet Europy. Wiele regionów boryka się z tą kwestią. Ale państwa w Europie Zachodniej mają większą świadomość ekologiczną i szybko reagują na problem. Samorządy są takim ważnym obszarem, w którym z jednej strony prowadzone są działania edukacyjne zmierzające do podniesienia świadomości społecznej, a z drugiej strony realizuje się konkretne programy prowadzące do zmiany emisji zanieczyszczeń. Dla przykładu Zabrze od lat 90. XX wieku podejmuje programy, które zmierzają np. do wymiany pieców, kotłów. Chodzi nam o uzyskanie lepszej jakości powietrza. Stawiamy też na szeroko zakrojoną termomodernizację domów. Realizując nowe inwestycje, trzymamy się norm, które są dla otoczenia bardziej przyjazne. Ale trzeba sobie powiedzieć szczerze, że bez dużych środków finansowych wielkich efektów nie uzyskamy. Natomiast i wielkie środki nie pomogą, jeśli nie będzie świadomości w społeczeństwie. Na Śląsku musimy realizować projekty dla całego regionu. Na nic się zda praca Zabrza, jeśli Bytom czy Ruda Śląska nie wykonają tej samej pracy. Śląsk jest dobrym przykładem na to, ile można w zakresie walki ze smogiem zrobić.
Hubert Biskupski:
– Na jakie trudności natrafiacie, realizując swoją strategię walki ze smogiem?
Małgorzata Mańka-Szulik:
– Zasadnicza kwestia to jednak świadomość. Przede wszystkim musimy docierać do odbiorców, uświadamiając im, jak ważny jest to problem. Drugi temat dla nas bardzo trudny to wielkość przedsięwzięcia. Jest ogrom zadań, które chcielibyśmy zrealizować. Mamy mnóstwo starych mieszkań, w których mieszkają starsi ludzie. Świadomość, wielkość zadań i finanse to są trzy obszary, z którymi musimy się zmierzyć.
Hubert Biskupski:
– Znacząca większość mieszkańców miast ze smogiem nie ma świadomości, że smog faktycznie jest groźny dla naszego zdrowia. Jak powinno wyglądać uświadamianie Polaków w tej kwestii i kto powinien to robić?
PIOTR SIERGIEJ
Polski Alarm Smogowy:
– My ostrzegamy społeczeństwo przed zagrożeniem. Przede wszystkim alarmowanie należy zacząć od poziomu lokalnego. Na przykład na Mazowszu stworzono Program Ochrony Powietrza. Został on tak napisany, że przy stężeniach sięgających już 80 mikrogramów, czyli takich, jakie wyzwalają alarm smogowy w Paryżu, Mazowsze już jest ostrzegane. W moim przekonaniu brakuje nam jeszcze takiego ostrzegania i pełnej świadomości o ostrzeganiu na poziomie ministerialnym. A ogólnie nasza sytuacja nie jest dobra. Mamy z jednej strony powietrze,które jest prawie najbardziej zanieczyszczone w Unii Europejskiej, a z drugiej strony próg alarmowania najwyższy spośród wszystkich państw unijnych, które takie progi ustanowiły. Przypomnę, że w Polsce 300 mikrogramów to poziom alarmowy, przy którym samorządy powinny podjąć natychmiastowe działania zmniejszające stężenie zanieczyszczeń powietrza. Na przykład w 2015 r. taki poziom alarmowy osiągnięto przez jeden dzień w Pszczynie. W styczniu tego roku takich poziomów alarmowych mieliśmy już o wiele więcej w różnych lokalizacjach. Wtedy prezydent Rybnika dobrze zareagował i zamknął szkoły na trzy dni. Oczywiście zdajemy sobie sprawę z tego, że nie możemy za każdym razem nie
iść do szkoły czy pracy. Ale musimy mieć świadomość, jakim powietrzem oddychamy. Bo kiedy widzimy w telewizji, że w Mediolanie jest alarm smogowy, to myślimy, że tam jest źle, a u nas dobrze. A tymczasem jest zupełnie odwrotnie.
Hubert Biskupski:
– Smog oznacza wymierne straty dla gospodarki. Według Komisji Europejskiej rocznie z jego powodu tracimy około 26 mld zł. To wynika głównie z absencji pracowników spowodowanej chorobami układu krążenia, a około 40 tys. osób przedwcześnie umiera. Czy rzeczywiście smog to coś, co niszczy nasze zdrowie, co nas zabija, a naszą gospodarkę znacznie osłabia?
Dr n med. LESZEK KRZEŚNIAK:
Internista
– Smog nie jest taką trucizną, która zabija natychmiast. Skutki pojawiają się po trochę dłuższym czasie. Cząstki większe osiądą w nosie czy tchawicy i organizm może sam się ich pozbyć. Natomiast drobniejsze cząstki zawieszone w powietrzu penetrują organizm bardzo głęboko. Im mniejsza cząstka, tym głębiej wnika. Skutkiem tego na początku są przewlekłe procesy zapalne, a później nowotwory, choroby układu krążenia, a nawet mózgu. Smogiem może być spowodowana nawet połowa zawałów, a 40 tys. ludzi w Polsce może umrzeć z powodu chorób związanych ze smogiem. Zatem sami musimy się przed nim chronić. Można to zrobić w prosty sposób. Wystarczy założyć odpowiednią maskę. Jeśli samorządy mają problem z zanieczyszczonym powietrzem, powinny ostrzegać ludność i w ramach alarmów smogowych zachęcać obywateli do zakładania masek. Do wyboru są maski ze specjalnych tkanin, które powstrzymują cząsteczkę 0,3 mikrona, i maski wyposażone w odpowiednie zawory. Gdy w zanieczyszczonym powietrzu są inne toksyczne substancje, np. benzopiren, należy wybrać maskę z wkładem węglowym. Człowiekowi trzeba dać możliwość ochrony zdrowia. Trzeba to robić natychmiast, bo procesy modernizacyjne zmierzające do poprawy jakości powietrza mogą trwać wiele lat.
Hubert Biskupski:
– Wiele miesięcy temu ogłoszono składający się z 14 punktów rządowy program „Czyste powietrze". Dlaczego tak opornie idzie realizacja tego programu?
KRZYSZTOF MELKA
doradca ministra środowiska:
– Zanieczyszczenie powietrza w Polsce mamy od dziesięcioleci i ono było dużo gorsze niż obecnie. Smogu nie mamy, bo gdyby był, to byśmy poumierali. Natomiast mamy na pewno zły stan jakości powietrza z przekroczonymi normami ustalonymi w dyrektywie CAFE, która weszła w 2008 r. Już w 2010 r. wiedzieliśmy, że tej dyrektywy nie spełniamy, i bardzo żałuję, że wtedy nasze państwo nie podeszło do tematu tak jak np. Czesi, którzy stopniowo zaczęli wprowadzać zmiany. Wracając do pana pytania, temat na pewno jest złożony. Wszystkiego naraz nie zrobimy. Śmieszna sprawa, ale Ministerstwo Środowiska tak naprawdę ma niewiele instrumentów. Wiele leży po stronie innych resortów, z którymi trzeba dochodzić do porozumienia. Cały proces legislacyjny jest trudny. Pojawia się też aspekt finansowy. Jeśli się coś wprowadza, to zaraz wszyscy pytają – a ile nas to będzie kosztowało? Oprócz wymogów dotyczących kotłów, które weszły w tym roku, ważne jest też to, żeby weszło rozporządzenie w sprawie jakości paliw. To rozporządzenie było przygotowane już w 2014 r. i poszło do szuflady. Teraz tego kotleta odgrzewamy i trafiamy na bardzo duży opór ze strony górnictwa. A takie rozporządzenie by się przydało, chociażby z tego względu, że chronimy obywatela, który dostaje papier, certyfikat jakości paliwa, na podstawie którego może dochodzić swoich praw, gdyby go oszukano. Chcemy wrócić też do tematu kominiarzy, którzy to powinni kontrolować kominy w domach wielorodzinnych i jednorodzinnych i móc odpowiednio reagować na zanieczyszczanie powietrza. A teraz w kwestiach smogu ich zadania wykonują strażnicy miejscy, którzy nie mają do tego kompetencji. Ministerstwo Środowiska zrobiło teraz implementację jednej z dyrektyw dotyczącej średnich źródeł spalania poniżej 50 megawatów, ale nie mniejszego niż 1. I w ramach tej implementacji dyrektywy do prawa o ochronie środowiska wprowadziliśmy takie zapisy, że jeżeli zarząd województwa oceni, że dany obiekt może działać szkodliwie na jakość powietrza, to można mu te standardy emisyjne zaostrzyć. Zgadzam się z panem, ze pewne kwestie idą zbyt powoli i zbyt opornie.
Hubert Biskupski:
– Jest kwestia świadomości, ale jest też kwestia ekonomiczna i możliwości finansowych ludzi, którzy mają wprowadzać rozwiązania zmniejszające smog. Jak to wygląda w Zabrzu?
Małgorzata Mańka-Szulik:
– Zacznę jednak od świadomości, która wymusza na nas pewne działania, jak np. ubieranie masek czy zmianę źródła ciepła. Będzie łatwiej, jak będą wytyczone ramy, w których my, samorządowcy, możemy się poruszać. Oczywiście będzie też łatwiej, jeśli pewne działania będą stymulowane. Nam pomagają uchwały rady miejskiej, które podjęliśmy w poprzednich latach. My możemy uchwalać nadzwyczajne rzeczy, ale najważniejsze jest nauczenie naszych mieszkańców dbania o jakość powietrza. My, samorządowcy, mamy świadomość powagi sytuacji i byłoby dobrze, gdybyśmy o tym powietrzu nigdy nie przestali mówić. Najważniejsze, abyśmy w miastach podjęli proces uświadamiania mieszkańców, co też nie odbywa się bez kosztów. Tak więc normy muszą być odgórnie ustalone, ale trzeba też sobie powiedzieć, skąd wziąć pieniądze, żeby te normy móc realizować. Bo co z tego, że my powiemy, że jest źle, i co z tego, że my powiemy, że mamy wymienić piece, jak Kowalski go nie wymienia, a miasto aż 100 proc. nie dołoży, bo nie będzie miało z czego. Oczywiście tu warto pomyśleć o partnerstwie publiczno-prywatnym, o sferze biznesu, która mogłaby w tym procesie wziąć udział. Także temat jest bardzo złożony, wieloetapowy i absolutnie oparty na świadomości. Ale niestety ekologia idzie pod rękę z ekonomią i o tym nie możemy zapominać. Są programy w NFOŚ, są programy, po które samorządy sięgają. Ale na Śląsku, w Małopolsce problem jest bardzo szeroki i tych środków potrzeba bardzo dużo. Pracy przed nami ogrom. O środkach na walkę ze smogiem trzeba mówić zespołowo, bo jak zostawimy samorządy z tym problemem, to one tego nie udźwigną.
Hubert Biskupski:
– Pani prezydent wspomniała o partnerstwie publiczno-prywatnym. Państwo współpracujecie z gminami. Na czym ta współpraca polega?
PRZEMYSŁAW KRZYSIK
członek zarządu Collect Consulting S.A:
– Jako firma doradcza wprowadziliśmy już wiele projektów (np. związanych z termoizolacją) finansowanych w formule PPP. Jednak w powszechnej opinii istnieje obawazwiązana ze stykiem sektora publicznego z prywatnym. Tymczasem zakres współpracy sektora publicznego i prywatnego jest jasno określony. Celem partnerstwa publiczno-prywatnego jest zrealizowanie zadań za pomocą środków finansowych, które sąniedostępne dla gminy. Ogromną zaletą tego typu rozwiązań jest bardzo duża świadomość partnerów prywatnych co do zakresu rozwiązań, które należy zastosować. Nie ukrywajmy, że dla nich efektywność energetyczna i kwestie związane ze zmniejszeniem emisyjności są wprost przeliczalne na efekty finansowe. Niestety, bywa że gminy, realizując takie projekty, często dofinansowywane ze źródeł zewnętrznych, np. z funduszy europejskich, traktują to jako taki fundusz remontowy, podczas gdy partner prywatny skupia się przede wszystkim nie na zmianie elewacji i odnowieniu budynku, ale na efekcie energetycznym. Generalnie cały efekt energetyczny, który on jest w stanie rzetelnie z tego projektu uzyskać, jest jego zyskiem. A trzeba pamiętać też o tym, że w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego partner prywatny ponosi bardzo
duże ryzyko wcześniej zadeklarowanych wartości efektu energetycznego. On jest rozliczany z tego efektu i w momencie, kiedy zadeklarowanego efektu nie osiągnie, może zostać obciążony karami finansowymi. Jeżeli jest lepiej niż to wcześniej założył, to ten zysk jest do podziału pomiędzy partnera publicznego i prywatnego. Partnerstwo publiczno-prywatne jest jedną z możliwości finansowania jeszcze nie do końca docenianą, ale myślę, że to się zmieni wraz ze zmniejszeniem funduszy z Unii Europejskiej.
Hubert Biskupski:
– Jakie nauka daje możliwości efektywnego i taniego wprowadzania ekologicznych rozwiązań?
Prof. MARIAN TUREK
Główny Instytut Górnictwa:
– Musimy sobie uświadomić, że zła jakość powietrza wynika z trzech przyczyn. Po pierwsze z powodu przemysłu, czyli wysokich kominów powyżej 40 metrów. To jest tak zwana emisja powierzchniowa. Ze powodu pojazdów, czyli emisja komunikacyjna. I trzecia przyczyna nazywana niską, czyli wynikająca z istnienia kominów poniżej 40 m wysokości. I dziś głównie mówimy o tej trzeciej przyczynie. Mimo że od 20 lat w Polsce poprawia się jakość powietrza, to w ostatnim okresie robi się wrzawę z powodu smogu. Niestety okazuje się, że nasze działania są jednak nieskuteczne. Chcę oświadczyć, że jeżeli dalej tak będziemy walczyli o jakość powietrza jak do tej pory, to może za 50 lat sytuację opanujemy. Jeżeli nie skonstruujemy dla Polski programu naprawczego, który dla mnie nazywa się programem likwidacji niskiej emisji, to tego problemu szybko nie rozwiążemy. Żeby problem rozwiązać, musimy podejść do sprawy kompleksowo i w układzie systemowym. Powinniśmy skonstruować rządowy plan naprawczy, który by otworzył możliwości skonstruowania programów regionalnych także o charakterze naprawczym. Natomiast na poziomie miasta i gminy powinny być projekty likwidacji niskiej emisji. Złe powietrze wynika głównie z tego, że palimy byle czym i byle jak. Jeśli państwo uważacie, że to węgiel jest przyczyną zanieczyszczenia powietrza, to przeciwko temu protestuję. Węgiel należy spożytkować do produkcji ciepła i energii elektrycznej, ale w sposób cywilizowany. Podnoszenie temperatury i ogrzewanie wody za pomocą tzw. kopciuchów dawno powinno się skończyć. W Polsce mamy ich około 3,5 mln i trzeba w trybie natychmiastowym je zlikwidować, zamieniając na inne nośniki energii. Co stoi na przeszkodzie, by programy naprawcze wprowadzić w ciągu sześciu lat? Ale musi być wszystko zaprojektowane, przełożone na język ustaw i rozporządzeń, projektów, muszą być policzone pieniądze. Żeby wymienić kopciuchy, trzeba wyłożyć potężne pieniądze. Niestety, mamy w kraju ogromny obszar biedy. Co z tego, że my kupimy komuś nowoczesny piec, skoro on i tak będzie w nim palił byle czym (meblami, butelkami). Musimy w układzie kompleksowym wszystkie problemy społeczne, ekonomiczne, formalno-prawne, organizacyjno-techniczne rozwiązać w ciągu 6–8 lat.
Hubert Biskupski:
– Czy jest możliwe wprowadzenie jednej strategii wspólnej dla kilku resortów (finansów, energii, infrastruktury)?
Krzysztof Melka:
– Myślę, że tak. Ale tutaj kluczowe są kwestie finansowe. I trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że budżet to nie guma. My tutaj nie wymyślimy programu, żeby rozdawać pieniądze na piece czy opał. Podstawą są niskie bezrobocie i godne płace. Trzeba dążyć do tego, żeby społeczeństwo było zamożne.