"Gazeta Wyborcza" dotarła do dokumentu "Przegląd systemu emerytalnego - Informacja Rady Ministrów dla Sejmu RP o skutkach obowiązywania ustawy z dnia 11 maja 2012 r. o zmianie ustawy o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych wraz z propozycjami zmian", który rząd Beaty Szydło przesłał do Sejmu. Znajdują się w nim rozwiązania, które mają łatać coraz większą dziurę w budżecie ZUS.
Zobacz koniecznie: Podwyżki emerytur i pensji minimalnych w 2017 roku
Przypomnijmy, że od października tego roku w życie wchodzi obniżony wiek emerytalny - 60 dla kobiet i 65 dla mężczyzn. Spełnienie obietnicy wyborczej PiS to dodatkowe miliardowe obciążenia dla skarbu państwa. - Widać, że rząd wystraszył się kosztów obniżenia wieku emerytalnego. To "tylko" 10,2 mld zł w 2018 r., 11,9 mld zł w 2019 r., a z każdym kolejnym rokiem będą rosły - wylicza w "GW" Wiktor Wojciechowski, główny ekonomista Plus Banku.
Dlatego gabinet Szydło szuka rozwiązań, które zniwelują wyjątkowo kosztowną reformę emerytalną. Jednym z nich ma być ograniczenie liczby pracujących Polaków, którzy mogą liczyć na świadczenie wypłacane przez ZUS. - Prawo do niej mieliby bowiem tylko ci, którzy udowodnią przynajmniej 15 lat tzw. okresów składkowych - czytamy w "Wyborczej". PiS tłumaczy, że niskiej emerytury, np. po 10 latach pracy na etacie, nie opłaca się wypłacać, bo koszty obsługi przelewów często będą przekraczać jej wartość.
Inną propozycją jest m.in. ograniczenie możliwości dorabiania na starość. Obecnie jest tak: emeryci mogą pracować ile chcą, chyba, że pobierają wcześniejszą emeryturę - wówczas jedynie do poziomu 70 proc. średniej krajowej płacy. Rząd sugeruje, aby po zmianach wszyscy emeryci podlegali takim samym zasadom.
Sprawdź też: Emerytury esbeków będą niższe. Senat przyjął ustawę dezubekizacyjną
W stanowisku Rady Ministrów możemy przeczytać bowiem, że "nie powinno być uzasadnienia do różnicowania uprawnień emerytów, a w szczególności do stosowania różnych zasad łączenia emerytury z zarobkiem".
Kolejnym rozwiązaniem ma być ozusowanie umów o dzieło. Z danych GUS wynika, że w Polsce pracuje na nich około pół miliona osób. "W przypadku osób wykonujących umowę o dzieło należy wskazać na celowe zawieranie takich umów wyłącznie ze względu na omijanie obowiązku ubezpieczeń społecznych, co w przyszłości negatywnie odbije się wyłącznie na zabezpieczeniu społecznym danej osoby" - pisze w swoim stanowisku Rada Ministrów.
Źródło: "Gazeta Wyborcza"