Ja jednak przypuszczam, że PiS sięgnie po władzę, a to oznacza, że istnieje groźba zrealizowania wyborczych obietnic (do pakietu Andrzeja Dudy PiS zapewne jeszcze coś dorzuci w kampanii do Sejmu i Senatu). Piszę o groźbie szczególnie w kontekście obietnicy obniżenia wieku emerytalnego. Nie wiem, jak ostatecznie będzie wyglądał projekt nowelizacji ustawy, nie wiem też, czy wie to prezydent elekt. Szczegółów nie przedstawił, chociaż wspomniał, że nie będzie to prosty powrót do starych rozwiązań (60 lat dla kobiet i 65 dla mężczyzn). Mówił też o 40-letnim stażu pracy, chociaż nie wiadomo, czy tych 40 lat miałoby obejmować tylko okresy składkowe, czy również nieskładkowe. Tak więc znaków zapytania co niemiara. Wycofanie się z reformy podnoszącej wiek emerytalny byłoby po wielokroć złe. Po pierwsze, ucierpiałyby na tym finanse publiczne. Po drugie, kosztem tej zmiany obciążeni zostaliby głównie ci, którzy na rynek pracy dopiero wchodzą – młodzi. Po trzecie, anihilacja jednej z niewielu reform rządu PO-PSL byłaby czytelnym sygnałem dla wszystkich rządzących – nie reformujcie i nie zmieniajcie państwa, jeśli te reformy pociągają za sobą skutki społeczne. To byłoby zabójcze dla państwa. Od rządzących powinniśmy oczekiwać nie tylko schlebiania naszym gustom i spełniania naszych zachcianek. Powinniśmy oczekiwać od nich przede wszystkim odpowiedzialności za nasze państwo, które będzie istniało znacznie dłużej niż czteroletnia kadencja Sejmu.
Rządzący muszą odpowiadać za państwo
Zwycięstwo Andrzeja Dudy otwiera Prawu i Sprawiedliwości drogę do władzy. Oczywiście pięć miesięcy, za jakie odbędą się wybory parlamentarne, to w naszych warunkach epoka i wszystko może się jeszcze zmienić. W końcu kto by pomyślał pięć miesięcy temu, że Andrzej Duda pokona Bronisława Komorowskiego, a PiS wraz z formacją Kukiza ma szansę nie tylko na większość parlamentarną, ale i na taką, która pozwala zmienić konstytucję.