Wyjechałem z narzeczoną na wakacje do Grecji. Po zamieszkach słyszałem o apelach premiera tego gorącego kraju, by się nie bać, że jest spokojnie. Pomyślałem, że wspomogę Greków swoimi pieniędzmi. Po niespełna tygodniu okazało się, że podczas zakupów na lokalnym targu wspomogłem ich bardziej niż to planowałem. Podczas próby płacenia okazało się, że nie mam portfela. Nie jestem pewien czy miałem pecha i go zgubiłem czy padłem łupem jakiegoś lokalnego kieszonkowca, któremu mój portfel bardzo się spodobał. W sumie nie dziwię mu się, mi też się podobał.
W pierwszej chwili sięgnąłem po telefon, gdzie miałem zapisane wszystkie najważniejsze numery alarmowe. I wtedy mnie olśniło. Na kilka dni przed wylotem zmieniłem telefon i w czasie zamieszania przed wyjazdem zapomniałem uaktualnić książkę adresową. Przeklinałem swoją głupotę i zacząłem się denerwować. Narzeczonej przy mnie nie było, została w hotelu, zadzwoniłem do niej by sprawdziła mi numer, pod którym mogę zastrzec kartę. Sam też postanowiłem wrócić.
Zastrzeganie karty
Jak to w takich sytuacjach bywa stres rósł, w głowie roiły się setki scenariuszy tego, jak ktoś właśnie baluje na mój koszt. W drodze dostałem telefon od narzeczonej. Jak się okazało, miałem dwie opcje: zadzwonić na infolinię do mojego banku, bądź pod lokalny numer organizacji płatniczej, która wydała moją kartę. Podała mi oba numery. Miałem Visę, pomyślałem, ze telefon pod lokalny numer wyniesie mnie nieco taniej niż na infolinię w Polsce. Język nie powinien być problemem, angielski znam w stopniu dosyć dobrym. Poza tym, wystawcą karty jest Visa, a bank tylko pośrednikiem, więc szybciej będzie załatwić sprawę u właściciela karty – jakim była Visa, prawda? Cóż, nie w moim przypadku.
>>> Szukasz karty kredytowej? Sprawdź porównanie!
Nie wiem czy to kwestia mojego pecha, który w tamtym dniu był w swojej szczytowej formie, ale infolinia Visy była wyjątkowo oporna. Kiedy przemiła pani z zabawnym akcentem po raz kolejny kazała mi czekać poprosiłem narzeczoną by zadzwoniła na infolinię do mojego banku. Okazało się, że otrzymała połączenie szybciej niż ja. Potem poszło już szybko, karta zastrzeżona, pieniędzy nie straciłem.
Moja karta kredytowa posiadała dodatkowe ubezpieczenie. Jak się okazało nie musiałem się spieszyć aż tak bardzo, bo dzięki niemu wystarczyło, że zastrzegę ją w ciągu 72 godzin, a nic nie stracę. Normalnie musiałbym ponieść koszty do 150 euro, w razie gdyby ktoś w tym czasie używał mojej karty, jednak ubezpieczyciel pokrył je za mnie. Opłacało się wykupić dodatkową polisę, zwłaszcza, że nie była to duża kwota.
Tak się składało, że w tym banku miałem też konto i kartę debetową więc ją też zastrzegłem.
Kiedy odetchnąłem z ulgą i zacząłem racjonalnie myśleć zadzwoniłem jeszcze raz. Bez karty debetowej i kredytowej byłem pozbawiony dostępu do pieniędzy, a nie chciałem liczyć tylko na pieniądze mojej partnerki. Nie pamiętałem czy mogę się ubiegać o duplikat karty czy nie. Warto to sprawdzać. Okazuje się, że nie zawsze, wszystko zależy od banku, rodzaju karty.
Na początku pan nie zrozumiał o co mi chodzi. Chciał wysłać awaryjną kartę do oddziału, w którym założyłem konto. Poprosił mnie bardzo miło bym poczekał a ja przez kilka dobrych minut posłuchałem sobie zapętlonego dwudziestosekundowego jingla. Okazało się, że w moim przypadku opcja wysłania karty za granicą nie wchodziła w grę. Jak sprawdziłem potem taka opcja generalnie jest, ale dotyczy ona tylko kart złotych i platynowych. I to jest standardem w polskich bankach.
Za wysłanie za granicę nowej złotej karty kredytowej bank pobiera opłatę w wysokości 120 zł. Dużo. Zwłaszcza, że proces wysłania karty z banku może potrwać nawet 3 dni. Jeśli doliczyć do tego okres przez jaki karta może iść pocztą, to nawet gdybym ją mógł zamówić to pewnie przyszłaby już po moim powrocie do kraju. Z resztą, karta awaryjna ma ograniczony czas użytkowania – najczęściej do około miesiąca. Po powrocie musiałem wyrobić nowe karty – kredytową oraz debetową, co niestety też trochę trwało, a w tym czasie swoimi środkami dysponowałem, po przelaniu pieniędzy na jej konto, za pomocą karty narzeczonej.
>>> Szeroki wybór kart kredytowych – wybierz coś dla siebie!
Polak nie taki głupi po szkodzie
Na wstępie napisałem, że śmiałem się kiedy przeczytałem, między innymi, że 2/3 Polaków nie ma zanotowanego nigdzie numeru kontaktowego w razie problemów. Ja przez większość czasu posiadania karty, miałem, ale przez własne roztargnienie popełniłem błąd. Pilnować się trzeba cały czas, nie ma co liczyć na to, że „nas nigdy to nie spotka”. Taka pewność siebie może nas zgubić.
O takiej najgorszej opcji trzeba myśleć zawsze i wszędzie, czy to w kraju czy za granicą. Na nic się zda nawet największa teoretyczna wiedza jeśli człowiekowi zabraknie wyobraźni. W moim przypadku okazało się, że warto było płacić 4-5 zł ubezpieczenia miesięcznie, bo uratowało mnie to przed utratą dużej ilości gotówki. Chociaż, przyznając szczerze, do niedawna miałem sceptyczne podejście do tego typu opcji.
Dodatkowo wszędzie piszą, żeby nie trzymać w jednym miejscu wszystkich kart, dokumentów i gotówki. Sam byłem jednym z tych co myślał „ok, dobra, rozsądne to, ale niepraktyczne, i kto tak w ogóle robi? Wiem gdzie mam portfel, nikt mi go nie ukradnie”. Na szczęście moja narzeczona była o wiele rozsądniejsza. Nigdy nie nosiła przy sobie dwóch kart a gotówkę nosiła także w innym miejscu. Od niedawna jej zwyczaje są moimi zwyczajami i polecam wzięcie sobie do serca rad o bezpieczeństwie na wakacjach.