O przymusowej pracy północnokoreańczyków nieoficjalnie mówi się od lat. W poniedziałek sprawę nagłośniła Gazeta Wyborcza. Jak donosi, w polskim sektorze przedsiębiorstw pracują głównie koreańscy mężczyźni w wieku 20 – 50 lat. Dostają „zatrudnienie" głównie w większych polskich miastach, np. w stoczniach i na placach budowy, ale wolno im poruszać się tylko pod nadzorem. GW podaje przykład dewelopera, u którego Koreańczycy mają rzekomo tylko jeden dzień wolny od pracy, ograniczoną swobodę poruszania się i zakaz kontaktu z osobami trzecimi. Oprócz firmy Atal, w artykule padają również nazwy innych przedsiębiorstw takich, jak Nauta i Crist.
Przeczytaj również: Niewolnictwo w UE jest coraz popularniejsze. Poznaj szokujący raport
Jak informuje GW, po przekroczeniu granicy z Polską obywatelom Korei Północnej wydelegowanym do pracy w naszym kraju są zabierane są paszporty. Nie mają ubezpieczenia, pracują po kilkanaście godzin dziennie, urlop przysługuje im dopiero po 3,5 roku pracy, a dodatkowo mogą zatrzymać zaledwie 10 proc. zarobków. Większość wypracowanego przez nich wynagrodzenia idzie na poczet koreańskiego państwa.
Nie trudno jest odpowiedzieć na pytanie, dlaczego Koreańczycy godzą na niewolniczą, chociaż legalną pracę. Wystarczy poczytać o panującym w ich państwie ustroju i przypomnieć sobie czasy PRL-u. Decydując się na ucieczkę, skazują na niewolę członków swoich rodzin.
W 2006 r. GW odsłoniła ciemną stronę Stoczni Gdańskiej. Okazało się, że w miejscu, które pamięta słynny skok przez płot Lecha Wałęsy, pracują spawacze z Korei Północnej. Z kolei dzięki czeskiemu „Respektowi" media zainteresowały się przypadkiem koreańskich szwaczek. Mimo tych kuriozalnych przypadków w dalszym ciągu zatrudnianie Koreańczyków w Polsce jest legalne.
Źródło: Gazeta Wyborcza