- Zdaniem prezesa zarządu i głównego ekonomisty FOR do zmniejszenia deficytu, rząd powinien ograniczyć wydatki
- Jak podkreśla Zieliński, nie ma pewności, że uda się wprowadzić nowe podatki
- Jego zdaniem na podatku bankowym stracą także przeciętni Polacy, którzy spłacają kredyty, czy inwestują na giełdzie
- FOR pozytywnie ocenia umowę UE-Mercosur
SuperBiznes: Rząd planuje nowy budżet na 2026 rok. W założeniach jest deficyt wynoszący 6,5% PKB. Minister finansów chwali się, że jest to troszkę mniej niż w 2025 roku, gdzie było 6,9% To dużo czy mało
Marcin Zieliński prezes zarządu i główny ekonomista FOR: Należy zwrócić uwagę na to, że całościowy deficyt finansów publicznych, który obejmuje nie tylko budżet państwa, ale też Fundusz Ubezpieczeń Społecznych, jednostki samorządu terytorialnego oraz wydatki realizowane przez fundusze zlokalizowane w Banku Gospodarstwa Krajowego (czyli tak jak liczy Unia Europejska), faktycznie ma wynieść 6,5% PKB. W maju Komisja Europejska prognozowała, że będzie to 6,1% PKB, co oznacza, że obecny projekt przewiduje wyższy deficyt niż pierwotnie prognozowano.
Dodatkowo, Ministerstwo Finansów w projekcie ustawy budżetowej zapisało podatki, co do których nie wiadomo, czy wejdą w życie, ze względu na postawę prezydenta. Prezydent na przykład zapowiedział, że zawetuje podwyżkę akcyzy na alkohol o 15% oraz dodatkowy, absurdalny podatek dochodowy od zysków banków w wysokości 30%. Prezydent może wziąć pod uwagę fakt, że akcjonariuszami banków są przecież zwykli Polacy, np. poprzez Otwarte Fundusze Emerytalne (OFE) czy Pracownicze Plany Kapitałowe (PPK). Niewejście tych podatków w życie sprawiłoby, że deficyt byłby jeszcze wyższy.
Polska ma jeden z najwyższych deficytów w Unii Europejskiej, ponad 6% PKB, i utrzymuje się to od lat. Rząd często zasłania się wydatkami na zbrojenia, i choć prawdą jest, że Polska wydaje najwięcej na armię w NATO, to nie wydatki na armię są głównym źródłem tak ogromnego deficytu. Głównym źródłem są rosnące w bardzo szybkim tempie wydatki ogółem, a w szczególności wydatki na transfery socjalne. Forum Obywatelskiego Rozwoju policzyło, że gdyby w 2024 roku struktura wydatków w stosunku do wielkości gospodarki była taka jak 10 lat wcześniej, z uwzględnieniem obecnych wydatków na armię i kosztów obsługi długu, deficyt wyniósłby zaledwie 0,7% PKB. Trzeba zacząć szukać cięć w wydatkach, a nie proponować absurdalne domiary podatkowe dla sektorów, którym się trochę lepiej w danym roku wiedzie.
Prezydent Nawrocki deklarował wcześniej, że ustaw wprowadzających nowe podatki. Zmierzam do tego, czy może dojść do takiej sytuacji, że prezydent nie będzie chciał podpisać nowych podatków, rząd będzie bał się ucinać wydatki socjalne, no bo umówmy się, jest to niepopularna decyzja politycznie, więc ten deficyt jeszcze bardziej wzrośnie niż będzie wyższy nawet niż w poprzednim roku. Jest takie ryzyko?
Na pewno jest takie ryzyko. Tym bardziej trzeba bardzo racjonalnie podejść do budżetu. Mamy obecnie wydatki ogółem państwa na poziomie ponad 50% PKB. To jest poziom porównywalny z krajami takimi jak Szwecja, gdzie jednak nie mamy takiej jakości państwa ani takich podatków. Tak wysokie wydatki hamują rozwój gospodarczy, zwłaszcza przez to, że muszą być finansowane albo wyższymi podatkami, które w Polsce ogółem wzrosły w ostatnich latach, albo zwiększaniem długu publicznego. Zwiększanie długu publicznego wypycha inwestycje z sektora prywatnego. W bilansach banków rosną obligacje skarbowe, ale kredyty dla przedsiębiorstw nie rosną tak szybko. Jeżeli chcemy, żeby rozwój gospodarczy Polski się utrzymywał w kolejnych latach, to potrzebujemy inwestycji prywatnych, a te nie będą miały finansowania, jeśli konieczne będzie finansowanie rosnących deficytów państwa.
Wracając do podatku bankowego, cięcie transferów socjalnych to temat niepopularny politycznie, ale z kolei przy podatku bankowym ktoś może pomyśleć: "no tak, dowalmy tym bankierom". Ale czy podatek bankowy może się odbić na finansach jakimś przeciętnego Kowalskiego?
Politycy bardzo lubią mówić: "Wprowadzimy jakieś rozwiązanie." Kiedyś na przykład były wakacje kredytowe, teraz dodatkowy podatek. Przypominam, że banki poza podatkiem dochodowym płacą już podatek bankowy, którego stawkę rząd planuje nieco obniżyć, ale jeszcze mocniej zwiększy podatek CIT, co sprawi, że banki będą musiały zapłacić więcej. Ale to się fajnie mówi, że zapłacą banki, ale za tymi bankami się ktoś kryje, i to nie są wcale bankierzy w sensie prezesów banków. Spójrzmy na strukturę akcjonariatów banków. Wszystkie największe banki w Polsce są notowane na Giełdzie Papierów Wartościowych. Sektor bankowy jest największym sektorem na Giełdzie Papierów Wartościowych. Duże banki są w indeksie WIG20, a akcje tych banków trafiają do otwartych funduszy emerytalnych, pracowniczych planów kapitałowych (PPK) i PPE. Polacy inwestują też za pośrednictwem Towarzystw Funduszy Inwestycyjnych w polskie akcje, a te oczywiście kupują akcje banków, bo są one na tyle znaczące na polskiej giełdzie, że nie da się zbudować zdywersyfikowanego portfela inwestycyjnego bez kupowania akcji banków.
Więc jak się mówi, że zapłacą banki, to ma się na myśli, że zapłacą akcjonariusze, zwykli, drobni akcjonariusze indywidualni, czy to inwestorzy bezpośredni, czy ci za pośrednictwem różnego rodzaju funduszy, czy to emerytalnych, czy funduszy inwestycyjnych. Z drugiej strony, mamy klientów banków, czyli tych, którzy deponują oszczędności w bankach. Oni muszą się liczyć z tym, że na przykład mogą wzrosnąć opłaty albo jeszcze bardziej spadnie oprocentowanie oszczędności. A z trzeciej strony, mamy kredytobiorców, którzy muszą się liczyć z tym, że wzrosną na przykład marże kredytów. To nie jest tak, że to zapłacą jacyś super bogaci bankierzy i będzie wszystko w porządku. Za ten podatek zapłacą zwykli Polacy jako akcjonariusze banków, jako oszczędzający w bankach i jako zaciągający kredyty w bankach.
Czy to też się nie kłóci z tymi zapowiedziami Ministerstwa Finansów o tym, że chcą, aby Polacy więcej inwestowali w rynki kapitałowe? Był taki program niedawno ogłoszony.
No właśnie, ale to nie pierwszy raz mamy do czynienia z taką niespójnością. Jak wspomniałem, Mateusz Morawiecki z jednej strony lansował pracownicze plany kapitałowe (PPK) jako znakomity program do wzrostu oszczędności emerytalnych Polaków. Potem, kiedy część Polaków została w tych programach, ogłosił wakacje kredytowe i powiedział, że zapłacą za nie banki, czyli właśnie ci, którzy skorzystali z PPK. Tu mamy dokładnie taką samą sytuację: z jednej strony minister Domański [Andrzej - dop. red.] mówi o ulgach podatkowych dla inwestujących na rynku kapitałowym, żeby Polacy więcej inwestowali, a z drugiej strony, jak już zainwestują, to opodatkujemy ich domiarowo, żeby czasem za dużo na tej giełdzie jednak nie byli w stanie zarobić.
Dzisiaj Komisja Europejska ogłosiła, że przyjęła umowę handlową Unia z Mercosurem, jak Forum Obywatelskiego Rozwoju, jak ocenia tę decyzję?
To jest bardzo dobra wiadomość. Bardzo dobrze, że nie udało się zablokować podpisania tej umowy. Wolny handel jest korzystny dla wszystkich stron. To też jest bardzo duże nieszczęście w tej chwili, że Stany Zjednoczone pod przewodnictwem Donalda Trumpa wypowiadają wojny celne kolejnym krajom czy obszarom. Wolny handel umożliwia większą specjalizację, na której korzystają wszyscy dzięki relatywnie niższym cenom i dzięki temu, że produkcja jest lokowana w tych krajach, gdzie się danych towarów i usług bardziej opłaca, i że te towary mogą bez żadnych barier przechodzić przez granicę. Więc to jest bardzo dobra wiadomość. Nawet jeżeli pewne grupy, te, które najgłośniej lobbowały przeciwko wejściu tej umowy w życie, stracą nieco, to my jako społeczeństwo jako całość zdecydowanie na tej umowie skorzystamy.
W Polsce jest zjednoczenie polityczne ponad podziałami, bo przeciwko umowie UE-Mercosur zagłosował praktycznie cały Sejm.
To też pokazuje, jak mocno potrafi narzucać narrację grupa interesu, która jest skonsolidowana i głośna. Bo ona narzuciła taką narrację, że na tym Polska może stracić. Natomiast my jako polscy konsumenci na takiej umowie na pewno skorzystamy.
Zapytam tylko na koniec. Czy to też nie jest trochę tak, że mamy wolny handel, globalizm - generalnie na tym korzystamy, ale pandemia, czy wojna pokazuje, że to niesie pewne ryzyka, czy ucięcia łańcuchów dostaw, czy choćby to, że outsource'ować nie da się w nieskończoność.
Pandemia czy wojna pokazały, że potrzebujemy też jak najszerszego wolnego handlu na świecie, bo wtedy w miejsce zerwanych łańcuchów dostaw możemy tworzyć nowe łańcuchy dostaw. Możemy lepiej dywersyfikować dostawy. W sytuacji, gdy na przykład mamy zahamowany import niektórych surowców z Rosji, to dzięki szerszym umowom handlowym możemy te surowce spróbować importować z innych miejsc. Więc tak naprawdę pandemia czy wojna pokazały, że potrzebujemy szerokiego wolnego handlu, żeby lepiej dywersyfikować dostawy, bo to najlepiej nas zabezpiecza właśnie przed tego rodzaju turbulencjami.
