Średnia kwota wnioskowanego kredytu mieszkaniowego w lipcu br. wyniosła 286,2 tys. PLN - wynika z danych Biura Informacji Kredytowej. Oznacza to, że wkład własny, jaki musi wnieść osoba zainteresowane zakupem własnej nieruchomości, powinien być nie mniejszy niż około 100 tys. PLN. Własne cztery kąty stają się dla wielu Polaków luksusem, trudnym do zrealizowania marzeniem. Banki zaczynają się obawiać o wypłacalność swoich klientów, stąd ograniczają możliwość otrzymania kredytu mieszkaniowego.
Mieszkanie luksusem?
– Obserwujemy bardzo niekorzystną sytuację na rynku kredytów hipotecznych. – zauważa Bartosz Kuczewski, członek komisji stałej w Związku Przedsiębiorstw Finansowych w Polsce oraz Dyrektor Strategii i Rozwoju Biznesu w firmie ePortfel24.pl. Po pierwsze od lat ceny nieruchomości rosną. Według GUS pomiędzy 2005 a 2020 średnia cena za metr kwadratowy podskoczyła o ponad 80%. Po drugie zmieniły się kryteria dotyczące wkładu własnego, który od trzech lat wynosi 20% z możliwością obniżenia tej wartości o połowę, jeżeli klient wykupi ubezpieczenie niskiego wkładu. Jednak na skutek pandemii, banki tak zmieniły swoją ofertę, że dopiero od 30% możemy mówić o atrakcyjnej cenowo ofercie. Ponadto na skutek zmian ustawodawczych wprowadzonych w wyniku pandemii oraz drastycznego obniżenia stóp procentowych coraz ciężej można w ogóle uzyskać kredyt mieszkaniowy, ponieważ banki zostały zmuszone do zaostrzenia polityki związanej z ryzykiem kredytowym.
Jest alternatywa
Jeszcze do niedawna nie było alternatywy, osoba poszukująca własnego lokum musiała ograniczyć się do dwóch form własności: zakupu albo wynajmu. Jednak i wynajem stał się też mniej dostępny. Jak wynika z raportu opracowanego przez firmę Expander, średnia cena wynajmu za metr kwadratowy wynosi w Warszawie blisko 60 PLN, co przy 50-metrowym mieszkaniu oznacza cenę wyjściową na poziomie 3000 tys. zł. I to bez uwzględnienia mediów/opłat licznikowych, a ceny raczej drastycznie nie spadną. W porównaniu z marcem 2019, obecne koszty wynajmu mieszkania wzrosły o około 8% - podaje Expander.
Jednak w ostatnim czasie pojawiło się kolejne wyjście – coliving, czyli współdzielenie mieszkań.
- Jedną z największych zmian, jakie pojawiły się u zarania nowego stulecia, jest odejście od posiadania rzeczy na własność i zwrot w kierunku nowoczesnych modeli dzierżawy, a biorąc pod uwagę potrzebę zachowania niezależności, mobilności i optymalizacji kosztów życia, coliving wydaje się ciekawą alternatywą dla konwencjonalnych form zamieszkania – zauważa Marta Telenda z firmy Colivia, poznańskiego startupu z branży nieruchomości. - Przyszły lokator zyskuje więc nie tylko dach nad głową, ale również miesięczne oszczędności mogą być niemałe. Ta nowa filozofia życia łączy grupę obcych sobie ludzi w ramach wspólnej przestrzeni, takiej jak salon czy kuchnia. Sypialnie są prywatne, zaś łazienki współdzielone pomiędzy kilka osób, więc zgoda na coliving nie oznacza braku prywatności.