Od 1 października 2017 roku na emeryturę będzie mogło przejść ponad pół miliona pracowników, z czego aż 350 tys. osób dzięki obniżeniu wieku emerytalnego przez rząd PiS. Spełnienie obietnicy wyborczej okazuje się jednocześnie problemem, bo nie tylko skazuje emerytów na skrajnie niskie świadczenia, ale również stanowi nie lada wyzwanie dla finansów państwa.
Czytaj także: Rząd zabierze emeryturę, jeśli nie spełnisz jednego warunku. Tysiące Polaków bez emerytur?
Jak informuje "Rzeczpospolita", FUS oszacował trzy warianty tego, co może stać się w październiku. Optymistyczny zakłada, że ZUS-owi zabraknie "jedynie" 47 mld zł - ale nawet rząd w budżecie założył większy deficyt Zakładu. Drugi wariant mówi o 54,7 mld, ale jak zaznacza dziennik, to wyliczenia na optymistycznych założeniach Ministerstwa Finansów.
Trzeci i najczarniejszy scenariusz, a zarazem najbardziej prawdopodobny, mówi, że już za rok ZUS będzie potrzebował dodatkowych 63 mld zł na wypłatę świadczeń. Za pięć lat suma ta ma wzrosnąć do 85 mld zł!
Sprawdź koniecznie: Miliony Polaków mogą dostać nawet tysiąc złotych niższe emerytury niż powinni
Rząd Szydło stara się zachęcać przyszłych emerytów do dłużej pracy (powyżej 60 roku życia w przypadku kobiet i 65. roku u mężczyzn), ale konkretnych propozycji nadal brakuje.
Wicepremier Mateusz Morawiecki wpadł więc na pomysł, jak zachęcić Polaków do pozostania w pracy. Zaproponował, aby dać im po 10 tys. zł. Pracownicy, którzy zdecydują się na zatrudnienie jeszcze przynajmniej dwa lata, mieliby otrzymać kwotę ok. 10 tys. zł. Jeśli ktoś zdecydowałby się pracować jeszcze dłużej, dostanie proporcjonalnie więcej. Po trzech latach – ok. 15 tys. zł, a po czterech – 20 tys. zł. Morawiecki szybko jednak wycofał się z tego pomysłu.
Zobacz również: Waloryzacja 2017. Na jakich zasadach zwaloryzują renty i emerytury
Źródło: "Rzeczpospolita"