Panele słoneczne

i

Autor: Shutterstock Panele słoneczne

Kupiłeś panel słoneczny, radź sobie sam

2016-06-02 18:20

Opłaty przejściowe, brak wsparcia i stawki, które stawiają pod znakiem zapytania opłacalność inwestycji w odnawialne źródła energii. Takie są założenia projektu nowej ustawy o OZE, która już jest w Sejmie, w pracach komisji. Stara weszła w życie raptem… pół roku temu.

W zamyśle Brukseli i autorów poprzedniej ustawy o OZE system źródeł energii odnawialnej miał być elementem energetyki rozproszonej, czyli składającej się z tysięcy niewielkich „elektrowni”, mającej wspierać tradycyjne firmy energetyczne.

W obecnym projekcie, który jest w komisji sejmowej i jest wielce prawdopodobne, że zostanie uchwalony, instrumenty wspierające rozwój takiej formy produkcji zielonej energii znikają. Opłacalność inwestowania w OZE na poziomie konsumenta czy małej firmy miał sens przy istnieniu taryf gwarantowanych, dzięki którym można było sprzedawać wyprodukowany prąd do sieci energetycznych. Obecny projekt je kasuje i wprowadza rabaty. Artur Bramora, były poseł i autor tzw. poprawki prosumenckiej mówi, że w obecnej formie stawianie wiatraków i montaż paneli słonecznych to zajęcie dla hobbystów.

- Wiele zapisów projektu jest niejasnych, wymaga doprecyzowań, a pytanie pod adresem przedstawicieli rządu zazwyczaj zostają bez odpowiedzi. W związku z tym cały proces uchwalenia ustawy niepokojąco się wydłuża – mówi Mieczysław Kasprzak, poseł Polskiego Stronnictwa Ludowego, biorący udział w pracach sejmowej komisji do spraw energii.

Nie do końca są jasne konsekwencje dwóch zmian. Prosument, czyli producent energii na własne potrzeby będzie oddawał energię do sieci, a w zamian otrzyma rabat na kupno energii z sieci. Czyli nie ma transakcji kupna – sprzedaży, ale niewątpliwie korzyść zostaje odniesiona. Czyli jak to zakwalifikować z punktu widzenia podatkowego?

ZOBACZ TEŻ: Zielone światło dla zielonej energii

Druga wątpliwość to fakt prowadzenia działalności gospodarczej i korzystania z OZE. Aby taksówkarz czy fryzjer prowadzący firmy, prawdopodobnie będzie musiał rozszerzyć ją o działalność energetyczną, aby korzystać z dobrodziejstw ustawy.

Pojawia się w ustawie także wzmocnienie pozycji „opłaty przejściowej”. Obecnie jest 3,8 złotych dla gospodarstwa domowego, zgodnie z ustawą ma wzrosnąć do 8 złotych, więcej mają płacić też odbiorcy przemysłowi. Tylko, na co pójdą te pieniądze? Ma być spożytkowany na „bezpieczeństwo energetyczne”, co jest dość szerokim pojęciem. Swoje uwagi zgłosił UOKiK, nieformalnie swoje wątpliwości zgłaszają również ministerstwa. Nieformalnie, bo projekt został zgłoszony jako poselski, a taki nie wymaga konsultacji międzyresortowych. Niedawno Ministerstwo Energii argumentowało, że Polaków nie stać na 40 groszy dopłaty do OZE. Ale na 4 złoty dopłaty stać.

ZOBACZ TEŻ: Instaluj ogniwa słoneczne póki możesz

- Nie jestem przekonany, czy osoby odpowiedzialne za zmianę ustawy realnie oceniają naszą przyszłość energetyczną. Zamiast rozwijać swoją zieloną energetykę, za 10 lat będziemy kupować prąd od Niemców, którzy wytworzą ją właśnie z OZE. Nie wspominając o korzyściach dla polski uczelni i całego sektora firm, który mógłby się wytworzyć wokół OZE i oczywiście bezpieczeństwa energetycznego całego kraju – mówi Artur Bramora.

Również z troską wypowiada się poseł Kasprzak.

- Projekt ustawy jest przygotowany przez posłów PiS którzy nie potrafią wyjaśnić podstawowych zapisów. Ale nasz sceptycyzm nie wynika przecież z tego, że jako ugrupowanie jesteśmy w opozycji. Ustawa dotyczy czegoś, co będzie określało naszą przyszłość energetyczną, a przedstawiony dokument jest niespójny, nie ma żadnej wizji. Produkcja z prądu z OZE jest w niej niekorzystna, nie wiadomo co z podatkami, nie wiadomo jak przedsiębiorcy będą mogli korzystać z OZE, nie wiadomo na co pójdą pieniądze z opłat przejściowych płaconych przez każdego odbiorcę energii. Można się jedynie domyślać, że na cele odległe od zielonej energii– mówi Mieczysław Kasprzak.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Najnowsze