Przeciętne gospodarstwo domowe przez 12 miesięcy zużywa 3 megawatogodziny energii elektrycznej, co oznacza koszt ok. 1800 złotych rocznie. Tyle samo może wytworzyć proste ogniwo fotowoltaiczne, które można zainstalować w ogrodzie albo na dachu. I wytworzoną energie możemy spożytkować na dwie drogi:
- wykorzystać samemu, w zamkniętym wewnętrznym obiegu,
- podłączyć się do sieci energetycznej i tam oddawać część energii.
Więc konsument energii stawał się jednocześnie się jej producentem, czyli prosumentem. Jeśli zdecydował się na oddawanie energii, to był podłączany do sieci na koszt operatora. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że trzy dni przed wejściem w życie ustawy o OZE politycy PiS -u podjęli decyzję o .. wyłączeniu fragmentów, m.in. dotyczącego opłat za energię dostarczaną do sieci.
- Zabiegaliśmy o to, by za każdą kilowatogodzinę prosument dostawał gwarantowane 75 groszy, co by oznaczało, że koszt instalacji ogniw fotowoltaicznych, szacowany na 20 tysięcy złotych, zwróciłby się po ok. 15 latach. Jednak w ostatniej chwili wstrzymano obowiązywanie tych przepisów na pół roku– mówi Tobiasz Adamczewski z WWF.
ZOBACZ TEŻ: Już nie zmieniamy sprzedawców prądu. Teraz się na nich skarżymy
Prawodawcy zastanawiają się nad innym rozwiązaniem, skłaniają się ku opcji "współczynnika 0,7" . To oznacza, że firma energetyczna odbierałaby prąd wytworzony przez prosumenta za darmo, w zamian za ...rabat na energię odsprzedawaną później. I to rabat w wysokości 70 procent ceny, stąd ten mityczny współczynnik. Wtedy wychodzi ok. 40 groszy za kWh, co oznacza, że zwrot kosztów instalacji trwałby 30 lat.
System taryfy gwarantowanej to jedna z dróg wsparcia OZE. Inną są dotacje, w ramach których można dostać z powrotem ok. 40 procent wydatków, poniesionych na instalację. W tym celu należy zgłosić się do Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i tu ... zaczynają się schody. Bo ta dotacja faktycznie jest pożyczką, którą otrzymujemy od Banku Ochrony Środowiska, oprocentowaną na 1 procent w skali roku. A NFOŚ spłaca 40 procent tego kredytu. Tylko, że BOŚ pobiera jeszcze prowizję.... Ekspert WWF Tobiasz Adamczewski zwraca uwagę, że bank często się spóźnia z transzami wypłat, więc wykonawcy długo nie dostają zapłaty za wykonana usługę.
ZOBACZ TEŻ: Prąd w Polsce droższy, ale tańszy
- Wolimy system wsparcia operacyjnego zamiast dotacji ponieważ to zawsze w jakiś sposób psuje rynek. Chociażby dlatego, że nie prowadzą do spadku cen instalacji, jeśli wysokość finansowania jest sztywna – mówi Tobiasz Adamczewski.
System uzupełniany jest przez samorządy, np. w Warszawie o środki wspierające OZE można starać się np. w Wydziale Infrastruktury Urzędu Miasta. Także Wojewódzkie FOŚ mają do dyspozycji pieniądze na ten cel.
Oprócz ogniw fotowoltaicznych, można starać się o wsparcie na mini-wiatraki przydomowe, które także produkują energię elektryczną oraz pompy cieplne i piece opalane biomasą.
ZOBACZ TEŻ: PiS walczy z wiatrakami
Na koniec pozostaje zadać pytanie, czemu w takim razie PiS wstrzymuje realizację dobrej ustawy?
- Władze reprezentują interesy dużych firm energetycznych, bo to one są źródłem dywidendy, czyli dochodu budżetowego. A odnawialne źródła energii w rękach zwykłych ludzi i małych firm są uważane za zagrożenie dla nich, a w najlepszym wypadku za konkurencję. Tak więc władza widzi swój interes w blokowaniu rozwiązań niekorzystnych dla tzw. czempionów energetycznych, których są właścicielem – dodaje Tobiasz Adamczewski.