Maria Szarapowa w Porsche Boxster Spyder

i

Autor: Porsche Maria Szarapowa w Porsche Boxster Spyder

Sportowcy tracą miliony na dopingu. Biznes nie wybacza oszustw

2016-03-20 13:23

Tracą nie tylko uznanie kibiców i zdobyte medale. Sportowcy, którzy wpadli na antydopingowych kontrolach, muszą się liczyć też z oddaniem zarobionych pieniędzy, gdy się szprycowali. Do tego opuszczają ich sponsorzy i bogate firmy. Ostatni przykład Marii Szarapowej, to nie tylko historia w pigułce upadku światowej gwiazdy sportu, ale również finansowa i biznesowa degradacja.

Według amerykańskiego magazynu "Forbes", pięciokrotna liderka ranking WTA, tylko w 2015 roku wzbogaciła się o 30 mln dolarów (ok. 120 mln zł), z czego większość tej sumy to wpływy od sponsorów (tylko 6,7 mln z tej sumy Szarapowa zarobiła na korcie). To plasowało tenisistkę ją na 26. miejscu listy najbogatszych sportowców – najwyżej wśród wszystkich kobiet w zestawieniu. Jej główni partnerzy to Nike, Tag Heuer, Evian, Head, Porsche, Avon, Samsung... Kilka z tych marek już współpracę z Rosjanką zakończyła, reszta ją zawiesiła lub jeszcze nie odniosła się do skandalu.

Zobacz również: Ile zarabiają skoczkowie narciarscy? Za wygraną dostają 40 tys. złotych

Sam kontrakt z Nike opiewał na 70 mln dol. Ze sportowym potentatem Szarapowa była związana od 11 roku życia. W 2010 r. przedłużyła kontrakt z firmą na kolejnych 8 lat. - Jesteśmy zasmuceni i zaskoczeni wiadomością na temat Marii Szarapowej – czytamy w oficjalnym oświadczeniu Nike. – Zdecydowaliśmy się zawiesić współpracę na czas dochodzenia. Będziemy przyglądać się sytuacji.

A to nie jedyne finansowe kłopoty jakie spadną na gwiazdę tenisa. Prawdopodobnie będzie musiała zwrócić premię za awans do 1/4 finału Australian Open - w Melbourne rosyjska rakieta zarobiła 281 tys. dolarów (ok. 1,1 mln zł). Ale jeszcze mocniej odczuje to, że szybko na korcie nie zacznie zarabiać, bo czeka ją wieloletnia dyskwalifikacja.

Potężne konsekwencje dla sportowca nie gwarantują, że w przyszłości podobny skandal nie zdominuje czołówek sportowych mediów. Historia pokazuje, że pokusa wygranej, sławy i ogromnych pieniędzy jest zbyt duża, aby nie trafił się kolejny głośny przypadek stosowania dopingu.

Ben Johnson jest nie tylko jednym z najszybszych lekkoatletów w historii, ale też bohaterem skandali związanych z dopingiem. Po przyłapaniu go na stosowaniu niedozwolonych środków, stracił kontrakt z włoską firmą Diadora o wartości 2,8 mln dol. Rekordzista świata w biegach sprinterskich i wielokrotny medalista został zdyskwalifikowany po wykryciu w 1988 roku dopingu. Pozbawiono go też medali zdobytych od 1987 roku.

Z kontraktem o podobnej wartości pożegnał się kolarz Floyd Landis – zwycięzca Tour de France w 2006 roku. Amerykański sportowiec po wpadce musiał zakończyć współpracę z firmą sponsorską Phonak, która wzbogaciła go o 3 mln dol.

Kontrakty zrywane są także z całym federacjami sportowymi. Z Międzynarodową Federacją Lekkiej Atletyki (IAAF) pożegnał się gigant w świecie sportu - Adidas, który związany był z IAAF 11-letnim kontraktem sponsorskim na 33 mln dol.

To jednak nic w porównaniu ze skandalem z udziałem kolarza Lance'a Armstronga, którego historia to gotowy scenariusz na oscarowy film. Jako młodzieniec Amerykanin zapowiadał się na uzdolnionego triathlonistę. Wybrał jednak rower. I to dzięki niemu przeszedł do historii. W 1999 roku wygrał morderczy wyścig Tour de France. W sumie ta sztuka udała mu się siedem razy z rzędu. W międzyczasie zdobył brązowy medal w jeździe indywidualnej na czas na Igrzyskach Olimpijskich w 2000. A to wszystko Armstrong osiągnął walcząc z chorobą nowotworową.

Pierwsze pogłoski o stosowaniu zakazanych środków przez genialnego kolarza pojawiły się już w 2001 r. Mało jednak kto w nie wierzył, a Międzynarodowa Unia Kolarska (UCI) twardo broniła Armstronga. Jedenaście lat później Amerykańska Agencja Antydopingowa (USADA) oficjalnie oskarżyła Armstronga o stosowanie dopingu w latach 1996–2011, w związku z czym groziła mu dożywotnia dyskwalifikacja. Pod koniec 2012 roku UCI nie mogła już bronić Armstronga, gdyż dowody zebrane przez USADA były jednoznaczne. W efekcie odebrano mu wszystkie tytuły zdobyte od 1 sierpnia 1998 do końca kariery kolarskiej oraz przyznano dożywotnią dyskwalifikacje. Armstrong potwierdził w wywiadzie telewizyjnym stosowanie dopingu w każdym z wygranych zawodów Tour te France.

Na kontraktach sponsorskich z takimi firmami jak Nike, Anheuser-Busch czy RadioShack kolarz zarabiał nawet 20 milionów dolarów rocznie. Jak podaje magazyn sportowy "Sports Illustrated", zawodnik podczas całej swojej kariery zarobił na nich około 125 milionów dolarów.

Innym znanym przypadkiem upadku w sporcie była Marion Jones - jedna z najbardziej utytułowanych lekkoatletek. W 2007 roku Międzynarodowe Stowarzyszenie Federacji Lekkoatletycznych uznało za nieważne wszystkie wyniki i osiągnięcia uzyskane przez Marion Jones od września 2000. Zadecydowano też, że musi ona zwrócić medale, nagrody, jak również pieniądze, które wywalczyła w zawodach lekkoatletycznych od tego czasu. Amerykance odebrano m.in. tytuły mistrzyni olimpijskiej i świata.

Amerykański baseballista Barry Bonds stracił swoich sponsorów po tym, jak został oskarżony o branie sterydów. Jak szacuje Si.com, gdyby nie afera, Bonds na kontraktach reklamowych z takimi firmami, jak MasterCard, KFC i Charles Schwab, mógłby zarobić rocznie nawet 28 milionów.

Także w polskim sporcie są niechlubne przykłady. Jednym z nich jest Zbigniew Kaczmarek, który wywalczył brąz w podnoszeniu ciężarów na Igrzyskach Olimpijskich w Monachium w 1972 roku, a w 1976 został mistrzem Europy. Trzy miesiące po zdobyciu złota na IO w Montrealu w jego organizmie znaleziono środki dopingujące i został zdyskwalifikowany. Złoty medal musiał oddać.

Czytaj też: Co z tym gazem? [KOMENTARZ]

Odkąd sport przestał być elementem machiny propagandy państwowej, nie stosuje się już powszechnego dopingu jak to miało miejsce w NRD – choć ostatnie częste przypadki wpadek rosyjskich sportowców mogą temu przeczyć. Specjaliści stosowanie dopingów przez sportowców tłumaczą komercjalizacją sportu i zbyt dużymi pieniędzmi, którymi wynagradza się sukcesy w niektórych dyscyplinach.

- Winą za wszystkie dopingowe brudy sportu, nie tylko kolarstwa, czy lekkiej atletyki, obarczam komercję, pieniądze i ludzką chciwość - mówi w rozmowie z serwisem SportoweFakty.pl, Dariusz Błachnio, kierownik Wydziału Edukacji i Promocji Komisji do Zwalczania Dopingu w Sporcie. - Pierwszy przykład z brzegu: piłkarz ligi angielskiej zarabia tygodniowo 150 tysięcy funtów. Przecież to daje prawie milion złotych. Czy to jest normalne? – pyta retorycznie.

Błachnio wyjaśnia, że sportowcy, którzy myślą o stosowaniu doping zabezpieczają się finansowo, aby na wypadek pozytywnego testu antydopingowego, nie stracić majątku. - Już teraz wielu sportowców, którym udowodniono doping, musi oddać całość, albo dużą część pieniędzy, które zarobili dzięki nieuczciwym praktykom. Taki na przykład Lance Armstrong. Ma wiele spraw o odszkodowania, zwrot nagród, itd. Sportowcy za poradą prawników będą zarobione pieniądze lokowali w tak zwanych bezpiecznych miejscach. W chwili ewentualnego wyroku sądowego, pokażą stan konta bankowego. Zerowy stan – dodaje.

 

 

Źródło: "Forbes", SportoweFakty.pl, "Super Express", Youtube

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Najnowsze