Zdaniem Marcina Kiepasa z Admiral Markets, za słaby kurs polskiej waluty odpowiadają głównie czynniki globalne oraz spekulacje dotyczące możliwej interwencji Narodowego Banku Polskiego.
Zobacz również: Prezydent przyznaje się do błędu. Frankowicze jednak nie zapłacą więcej
- Przede wszystkim wciąż nie najlepsze nastroje na rynkach światowych. Wystarczy wspomnieć, że giełda w Szanghaju traci 3 proc., pojawiają się spadki również w Japonii, tanieje dalej ropa - dodał analityk, zaznaczając, że przy okazji ropy, zwracamy uwagę także na inne surowce - wyjaśnia analityk w TVN24 BiŚ.
I chodź Kiepasa przekonuje, że dane o sprzedaży detalicznej, produkcji przemysłowej i cenach producentów mogą wzmocnić złotówkę, to jednak można się spodziewać, że euro osiągnie poziom 4,60 zł, a frank 4,20 zł.
Więcej za euro w historii w Polsce płacono dotychczas tylko trzykrotnie - podaje serwis finanse.wp.pl. Po raz pierwszy w listopadzie 1999 roku, w 2004 i ostatnio w pierwszym półroczu 2009 r.
Obecna gorsza sytuacja polskiej waluty cieszy eksporterów. Dla nich oznacza to większe zyski, gdyż rozliczają się w narodowej walucie, ale za produkty wysyłane za granicę otrzymują euro. Zadowoleni powinni być też polscy producenci, gdyż importerzy muszą podnosić ceny, przez co rodzime firmy stają się bardziej konkurencyjne.
Słaba złotówka ma jednak też swoje wady. Rośnie wysokość naszego zadłużenia zagranicznego.
Źródło: TVN24 BiŚ/finanse.wp.pl
Podcasty
Playlisty tematyczne
