Hubert Biskupski

i

Autor: ARCHIWUM

Awans ministra finansów to zły znak

2013-02-26 1:00

Podnosząc Jacka Rostowskiego do rangi wicepremiera, premier tak naprawdę postanowił sformalizować istniejący stan rzeczy. Bo już od dawna minister finansów był nazywany nieformalnym wicepremierem i odgrywa w rządzie kluczową rolę.

Ten awans to jednak nie tylko forma podziękowania za determinację w cięciu kosztów. To także, a może przede wszystkim wyraźny sygnał dla całego społeczeństwa – trzeba zaciskać pasa. O ile nominacja dla ministra Rostowskiego ucieszyła ekonomistów, to zmartwiła przedsiębiorców. Zapewne na długo należy zapomnieć  o cennych inicjatywach rodzących się w Ministerstwie Gospodarki, a nazywanych pakietem deregulacyjnym. Przypuszczam, że wszystkie projekty, które mogłyby stymulować gospodarkę  i w dłuższej perspektywie przynosić budżetowi olbrzymie zyski, będą utrącane przez ministra Rostowskiego tylko dlatego, że przez początkowy czas ich obowiązywania wpływy do budżetu mogą być mniejsze.  

Zdaniem przedsiębiorców minister Rostowski to zimny księgowy, którego interesują tabelki, i to tylko te na bieżący rok budżetowy. Nie ma długofalowej wizji rozwoju gospodarki, nie ma pomysłu na jej pobudzenie, a oszczędności, czyni głównie podnosząc obciążenia fiskalne, a nie tnąc stałe wydatki.

Trudno nie zgodzić się z tymi zarzutami. Jacek Rostowski jest np. znanym krytykiem stref ekonomicznych, które zdaniem przedsiębiorców pozwalają na działanie dziesiątków firm. Ale on nie dostrzega zysków tylko straty – z tytułu zwolnień od podatków.

To polityka krótkowzroczna. Bo jeśli mamy naprawdę oszczędzać, to trzeba by ściąć stałe wydatki – renty, emerytury, środki pomocowe, pieniądze idące na KRUS itd. Taka decyzja wywołałaby jednak protesty społeczne, a na to rząd sobie nie może pozwolić. Pozostanie więc doraźne łatanie budżetu. Szkoda.

Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze