Banki pozywają frankowiczów
"Po pierwsze orzekł, że roszenia banków i klientów w przypadku nieważności umowy kredytowej powinny być rozliczane zgodnie z tzw. teorią dwóch kondykcji, czyli klient domaga się zwrotu zapłaconych rat kredytu, a bank żąda zwrotu wypłaconego przed laty kapitału. Po drugie stwierdził, że do czasu definitywnego upadku umowy nie biegnie termin przedawnienia roszczeń. O bezskuteczności umowy można natomiast mówić wtedy, gdy kredytobiorca – należycie poinformowany o skutkach nieważności klauzul abuzywnych – zgodzi się na unieważnienie całej umowy kredytowej" – czytamy w dzienniku. Po ogłoszeniu wyroku – podkreśla "PB" – i ustnym uzasadnieniu banki odetchnęły z ulgą. "Czarny scenariusz był taki, że sąd ustali bieg terminu przedawnienia na moment wypłaty kredytu. Ponieważ ustawowo roszczenia z tytuły kredytu przedawniają się po trzech latach, a sporne hipoteki frankowe klienci zaciągali przeszło 10 lat temu, istniało ryzyko, że banki o pieniądzach będą musiały zapomnieć" – tłumaczy dziennik.
Polecany artykuł:
Dodaje jednak, że poczucie ulgi w dużym stopniu wyparowało w sierpniu – po ogłoszeniu pisemnego uzasadnienia. "SN orzekł, że termin biegnie od momentu, gdy rzetelnie poinformowany o skutkach kredytobiorca wie, że umowa jest nieważna. Jak określić ten moment, jak zmierzyć, kiedy frankowicz uzyskał pełną wiedzę na temat skutków unieważnienia i kto miałby weryfikować stan świadomości kredytobiorcy? Zdrowy rozsądek podpowiada, że właściwym miejscem jest sąd i że dopiero wtedy, gdy poinformuje on o tym konsumenta oraz zażąda oświadczenia, co dalej z umową, można liczyć termin przedawnienia. Bankowi prawnicy wiedzą jednak, że sprawy frankowe często kierują się swoją logiką i dlatego nie wykluczają żadnego scenariusza" – czytamy w "Pulsie Biznesu". Według gazety bankowcy nie są jednomyślni co do tego, jak najlepiej zapobiegać przedawnieniu roszczeń wobec frankowiczów.
"Rozpatrywane są dwie opcje: pozew przeciw klientowi lub zawezwanie do próby ugodowego rozwiązania sporu" – pisze "PB". "Z instytucją zawezwania do ugody jest jednak pewien problem. Otóż – zgodnie ze stanowiskiem Sądu Najwyższego – jeśli propozycja ugody jest działaniem pozornym, nie przerywa ona biegu przedawnienia. Banki musiałyby więc podjąć realną próbę zawarcia porozumienia" – wyjaśnia w rozmowie z "PB" zastrzegający sobie anonimowość prawnik jednego z banków.
Paradoks polega na tym – zauważa dziennik – "że bank występuje z ugodą, bo obawia się unieważnienia umowy, przy czym... fundamentalnie nie zgadza się z praktyką sądową prowadzącą do unieważniania umów". "Bankowcy nadal są zdania, że nie wypełnia ona celu wskazanego w unijnej dyrektywie – przywrócenia równowagi stron umowy. Zamiast więc działać wbrew sobie – dodatkowo ryzykując zarzut, że podjęło się działania dla pozoru – można przerwać bieg przedawnienia, występując z pozwem przeciw klientowi" – tłumaczy "Puls Biznesu".