Polski biznes do Jarosława Kaczyńskiego i PiS podchodził dotąd, mówiąc delikatnie, z dystansem. A dystans ten nie brał się tylko i wyłącznie z konformizmu. W olbrzymim stopniu wynikał z niechęci partii Jarosława Kaczyńskiego do przedsiębiorców, z traktowania ich a priori jako złodziei, kombinatorów, a w najlepszym wypadku krwiopijców.
Czytaj także: Wielka ściema i kreatywna księgowość. Ryszard Petru ostro o pomysłach PO
Na szczęście to się zmienia. Jeszcze rok temu prezes Kaczyński podczas wystąpienia w tej samej Krynicy groził przedsiębiorcom, że nie mogą czuć się bezkarni. W tym roku ta straszna retoryka zniknęła, a Beata Szydło, zwracając się do biznesu, mówiła: Nie bójcie się nas! Padło też trochę zapowiedzi: walki z biurokracją, wsparcia dla biznesu, nowelizacji ustawy o zamówieniach publicznych, podwójnej ulgi inwestycyjnej. To prawda, że są one bardzo ogólne i że można czy wręcz należy uznać je za element kampanii wyborczej, ale klimat podejrzliwości został nareszcie zastąpiony przez klimat zrozumienia.
Obrócenie politycznego wektora przez polskich przedsiębiorców to kolejny dowód na zmianę, jaka nastąpi 25 października. Powie ktoś, że sondaże ulegają fluktuacji, że teoretycznie wszystko jest jeszcze możliwe, choćby szeroka koalicja przeciwko PiS. Teoretycznie tak, ale PiS osiągnął to, co przez ostatnich osiem lat tak świetnie udawało się Platformie. Na 40 dni przed wyborami w głowach Polaków on jest zwycięzcą. I biznes doskonale o tym wie.