Banki mają uczulenie na mały biznes
Czarna lista branż wykluczonych z możliwości uzyskania bankowego kredytu nie maleje. Małe i średnie przedsiębiorstwa, a w szczególności prowadzący jednoosobową działalność gospodarczą od dawna już nie mogą liczyć na bankowe finansowanie. Wraz z osłabieniem wpływu pandemii na gospodarkę i oddalającymi się groźbami lockdownu miało się to zmienić, ale ciągle właściciel małej firmy, nawet z regularnymi i stabilnymi dochodami kredytu nie dostanie.
Banki złagodziły zasady przyznawania kredytów hipotecznych, bo Polacy masowo kupują mieszkania i dla banków oznacza to duże zyski. W przypadku kredytów dla firm tego nie widać. Wielokrotnie pojawiały się już zapowiedzi odblokowania akcji kredytowej dla biznesu, ale pozostaje to w sferze deklaracji, nie faktów, a kolejni przedsiębiorcy wracają z banków z pustymi rękami.
ZOBACZ: Ważna zmiana dla wszystkich kredytobiorców. Znika stawka Libor
Upór i niechęć banków wobec niektórych przedsiębiorców np. z branży gastronomicznej czy hotelarskiej są nieco zaskakujące, bo po pandemicznym zamrożeniu nie ma już prawie śladu. Latem większość Polaków została w kraju i chętnie wydawała pieniądze na noclegi i różne atrakcje. Podobnie jest z branżą transportową, której zmartwieniem jest brak kierowców, ale nie zleceń.
Kara za brak etatu
Wielu przedsiębiorców z wymienionych branż jeszcze niedawno robiła to samo pracując na etacie, ale różne okoliczności skłoniły ich do przejścia na samozatrudnienie. Pracujący na etacie z podobnymi dochodami pieniądze z banku by otrzymali. Jako firmy już nie.
- Rzeczywiście przedsiębiorcy, z którymi na co dzień rozmawiamy skarżą się na taką sytuację, odbierając ją jako niesprawiedliwą. Zamiast uzyskać wsparcie i pomoc w prowadzonym biznesie są karani za to, że nie pracują na etacie. Pomimo tego, że firma opracowała dobry model biznesowy i przynosi zyski. Wynika to z tego, że banki są na tyle duże, że patrzą raczej na kody PKD i całe branże, nie analizują wystarczająco dokładnie każdego przypadku, brak im elastyczności w ocenie. Dla wielu prężnych i zdrowych biznesów może to być krzywdzące. To jak piętno niewłaściwego PKD - mówi Marek Sikorski z Finea.
„Złe PKD” mają też w dużej części działający w branży motoryzacyjnej, meblarskiej, deweloperskiej, targowo-wystawienniczej, czy artyści. Są ofiarami niekorzystnej statystyki – te branże dosyć często miewają problemy z płynnością. Oczywiście statystycznie.
Przedsiębiorcy muszą szukać innych źródeł finansowania.
Banki chętniej udzielałyby finansowania, gdyby było ono zabezpieczone zastawem. W przypadku jednoosobowych działalności gospodarczych majątek firmy jest jednak często dość skromny – to np. komputer, aparat fotograficzny czy fotel fryzjerski. Nie mają nieruchomości, poza prywatnymi mieszkaniami. W nieco lepszej sytuacji są przedsiębiorcy z branży transportowej, ale większość ich pojazdów jest obarczona leasingiem.
- W naszym przypadku nie odcinamy żadnej z branż z założenia. Oczywiście każdą firmę starająca się o finansowanie faktoringowe analizujemy. Przy czym nie pod kątem dawnych problemów, bo każdy może mieć potknięcia, a lockdowny wszystkim dały się we znaki – potwierdza to 9 na 10 badanych przedsiębiorców. Analizę prowadzimy pod kątem perspektyw biznesu w przyszłości. Największą grupą finansowanych przedsiębiorców w naszej firmie stanowią firmy transportowe, które mają ograniczone możliwości korzystania z finansowania bankowego, co dziwne, bo wspomniana branża rozwija się bardzo dynamicznie i jej jedynym ograniczeniem na ten moment jest brak kierowców. Finansujemy również gastronomię, szczególnie tą świadczącą usługi B2B, czyli posiadającą umowy cateringowe – wychodzimy z założenia, że nie PKD jest punktem analizy, a indywidualna sytuacja przedsiębiorstwa. Tak naszym zdaniem wygląda idealna instytucja finansowa – podchodząca indywidualnie i elastycznie do klienta - mówi Marek Sikorski z Finea, firmy zajmującej się mikrofaktoringiem.
Problemem jest też długi czas oczekiwania na decyzję o przyznaniu lub nie finansowania. Według Komisji Nadzoru Finansowego banki powinny stosować się do 21-dniowego okresu rozpatrywania wniosku kredytowego. W praktyce znajdują sposób by naginając przepisy robić to o wiele dłużej, często kilka miesięcy. To absurdalne, bo pieniądze są potrzebne z dnia na dzień.
- To ogromny kłopot dla małego biznesu. W wielu przypadkach pieniądze są, ale trzeba na nie długo czekać. Więc nawet kilkumiesięczne oczekiwanie na kredyt powoduje, że staje się on niepraktyczny i w niczym nie pomaga. W przypadku faktoringu przyznanie finansowania jest szybsze i bardziej elastyczne. Z perspektywy Finea to dobra sytuacja, przedsiębiorcy są zaskoczeni, że mogą otrzymać finansowanie w ciągu 1 godziny od zgłoszenia się do naszej firmy - kontynuuje Marek Sikorski.