Tylu śmiesznych, skandalicznych czy głupich rozwiązań nie znajdziecie w żadnej grze. A do tego cała ta mieszanka pospinana jest dziwacznym scenariuszem: Ziemię atakują kosmici, którzy łapią "najbardziej wartościowych ludzi" i zamykają ich - jak w "Matrixie" - w elektronicznej symulacji prawdziwego miasta. Gracz wciela się w - bo czemu nie? - prezydenta Stanów Zjednoczonych (albo panią prezydent - co kto woli) i rusza do walki z najeźdźcami.
Akcja gry dzieje się w środku innej gry, w której gramy w inne gry... Brzmi absurdalnie? O to właśnie chodziło. Lepiej się nie zrażać. Bo "Saints Row IV" to bezsprzecznie jedna z najlepszych gier ostatnich lat. Świetna zabawa gwarantowana!