Branson to brytyjski przedsiębiorca, który stworzył ponad czterysta firm należących do Grupy Virgin kojarzonej głównie z branżą transportową, telekomunikacyjną czy ogólnie pojętym rozwojem technologii. W ostatnich latach najgłośniej było o prawdziwie nieziemskiej działalności koncernu, który pracuje nad wprowadzeniem turystycznych lotów w kosmos. Dosłownie kilka dni temu Branson ogłosił jednak bardziej przyziemny, choć także odlotowy projekt. Należące do miliardera linie lotnicze chcą zakupić od amerykańskiej firmy Boom dziesięć samolotów XB-1 Supersonic Demonstrator nazywanych najszybszymi na świecie cywilnymi statkami powietrznymi w historii. Dzięki nim lot między Londynem a Nowym Jorkiem miałby skrócić się z ok. 7 godzin do 3,5 godziny. Bilet w obie strony można by zakupić za niebagatelną kwotę 5 tys. dolarów (21 tys. zł.), a nowe samoloty byłyby o 160 km/h szybsze, niż legendarne Concorde’y wycofane z eksploatacji w 2003 r. XB-1 miałby je zastąpić dokładnie 20 lat od tego wydarzenia, czyli w roku 2023, ale już w roku przyszłym odbędzie się jego pierwszy lot testowy.
Kłótnia o zgodę
Skąd w ogóle marzenie o naddźwiękowym pokonywaniu dystansu przez samolot pasażerski? Wszystko zaczęło się w latach 50-tych XX w., kiedy Wielka Brytania i Francja postanowiły zakopać odwiecznie wiszący nad nimi topór wojenny, by sprawić, że Amerykanie stracą palmę pierwszeństwa na rynku lotniczym. Decyzję o współpracy podjęto, ponieważ jasne było, że budżety obu państw oddzielnie nie podołają ambitnemu wyzwaniu. Francuzi i Brytyjczycy wpadli na pomysł, że mogliby konkurować z USA, proponując klientom błyskawiczne wręcz loty transatlantyckie, co nie tylko przyniesie zyski ich narodowym przewoźnikom - Air France i British Airways - ale będzie się też wiązało ze wzrostem prestiżu. Tak też powstał projekt naddźwiękowego samolotu pasażerskiego, który postanowiono nazwać słowem „zgoda”, czyli „concord” po angielsku i „cocncorde”, z niemym „e” na końcu, po francusku. Przy nadawaniu tej nazwy los zachichotał i Francuzi z Brytyjczykami… pokłócili się. Poszło właśnie o owo nieme „e”. Brytyjczycy nie chcieli, by zapisywać je w nazwie nowej maszyny, ale w końcu stanęło na pisowni francuskiej.
ZOBACZ TEŻ: Historia wielkich marek. Dlaczego upadła Nokia
Pomysł stworzenia pasażerskiego odrzutowca szybko podchwyciły Stany Zjednoczone i Związek Radziecki, ale idea Amerykanów spaliła na panewce, a rosyjski projekt samolotu Tu-144 wprawdzie wypalił, ale nigdy nie stał się on tak słynny jak Concorde i dziś także spoczywa już na śmietniku historii. Pierwowzór francusko-brytyjskiego odrzutowego liniowca oblatano już w 1969 r., ale do użytku dopracowaną wersję maszyny dopuszczono dopiero w roku 1975. Pierwszy lot pasażerski odbył się zaś rok później. Maszyny latały wyłącznie w barwach Air France i British Airways. Nie było to jednak podyktowane jakąś ideologią. Projekt stworzenia Concorde’a pochłonął gigantyczne pieniądze - jeden samolot, w przeliczeniu na dzisiejsze funty, był wart aż 121 milionów (626 mln zł) i obu państwom zależało na zagranicznych kontrahentach, aby najzwyczajniej w świecie zarobić. Zamówienia na Concorde’y złożyło aż 16 towarzystw lotniczych, w tym ówczesny amerykański gigant, linie Pan Am. Niestety, w tym samym czasie wybuchł kryzys paliwowy i kupno niesamowicie paliwożernego Concorde’a przestało się opłacać. Zamówienia ostatecznie więc wycofano.
W trzy godziny przez Atlantyk
Później przytrafił się konflikt z ekologami z USA, którzy nie chcieli, by Concorde’y pojawiały się na amerykańskich lotniskach z powodu generowanego podczas startów i lądowań hałasu. W rzeczywistości chodziło jednak ponoć wyłącznie o wsparcie biznesu rodzimego, któremu nie udało się opracować alternatywy dla Concorde’a. W końcu pat udało się przełamać i francusko-brytyjskie samoloty zaczęły latać między Nowym Jorkiem i Waszyngtonem a Londynem i Paryżem regularnie. Mimo że w latach 80-tych bilety były koszmarnie drogie, bo kosztowały nawet 7 tys. dzisiejszych dolarów (ok. 30 tys. zł), to maszyna przyciągała biznesowych klientów, którym zależało na czasie podróży, a także gwiazdy sceny muzycznej. Jako że samolot latał na wysokości 18 km, a więc o 6-7 km wyżej niż samoloty poddźwiękowe, z jego okien świetnie widać było krzywiznę Ziemi, co było nie lada atrakcją. Poza tym Concorde naprawdę poruszał się błyskawicznie - rekord został pobity w 1996 r. i wynosił mniej niż 3 godz. na trasie Londyn-Nowy Jork.
ZOBACZ TEŻ: Tablica pamiątkowa dla bogaczy. Kościół zbiera 30 mln zł na Świątynię Opatrzności Bożej
Dobra passa Concorde’ów trwała aż do roku 2000. Wtedy to w kilku maszynach wykryto dziwną usterkę - pęknięcie na skrzydle. British Airways postanowiło zawiesić loty wszystkich odrzutowców do czasu wyjaśnienia sprawy, Air France tylko częściowo zrezygnowało z lotów. Pech chciał, że w tym samym roku podczas startu w Paryżu, po zaledwie dwóch minutach lotu, doszło do katastrofy Concorde’a, w której zginęło aż 113 osób. Mimo że spowodował ją przedmiot leżący na pasie startowym, który uszkodził zbiorniki z paliwem, co doprowadziło do pożaru, zła sława samolotów stała się faktem. Concorde’a dobił ostatecznie kryzys lotniczy po zamachach z 11 września 2001 r. Ludzie bali się latać, wzrosły ceny biletów, co zniechęciło także biznesmenów, którzy nie mieli zamiaru wydawać na lot Concorde’em, w przeliczeniu, nawet ok. 50 tys. zł. Po dwóch latach, w roku 2003, postanowiono o zakończeniu eksploatacji legendarnych maszyn, gdyż stała się ona skrajnie wręcz nieopłacalna. Sądząc jednak po opisanych na początku planach Richarda Bransona, rynek dla błyskawicznych lotów transoceanicznych znów się tworzy. Czas pokaże, czy tym razem pasażerski odrzutowiec będzie stanowił realną konkurencję dla obecnie używanych maszyn.
Źródła: tvn24bis.pl, flight-durations.com, moto.onet.pl, wiadomosci.onet.pl, pl.wikipedia.org