Wibrator sterowany smartfonem firmy We-Vibe

i

Autor: We-Vibe

Sprzedawali wibratory i śledzili użytkowników. Jest pozew

2016-09-15 13:44

Firma sprzedająca sterowany za pomocą smartfona wibrator dla par „We-Vibe" została oskarżona o wyłudzanie danych. Wibrator, który można obsługiwać za pomocą aplikacji mobilnej, jest dostępny również w Polsce. Nie każdy jednak zastanawia się, co dzieje się z danymi, które udostępnia za pomocą aplikacji.

Wibratorem We-Vibe można sterować zdalnie, za pomocą aplikacji mobilnej We-Connect. Koszt urządzenia w naszym kraju wynosi średnio 300 – 400 zł, a cena waha się w zależności od tego, czy wybierzemy wersję z pilotem, czy też uboższy, obsługiwany jedynie przez smartfona model.

We-Vibe to inteligentny gadżet, który należy do grupy produktów określanych wspólnym mianownikiem „internetu rzeczy". Są to przedmioty zintegrowane z urządzeniami elektronicznymi, dzięki czemu można sterować nimi za pomocą smartfona lub tabletu. W przypadku wibratora amerykańskiej firmy Standard Innovation Corp. połączenie na odległość następuje po wygenerowaniu specjalnego linka. Służąca do obsługi We-Vibe aplikacja We-Connect umożliwia włączenie, wyłączenie i zmianę trybu pracy wibratora, a także – tworzenie i zapamiętywanie programów wibracji. A to oznacza, że urządzeniem może zarządzać osoba, która nie korzysta z niego osobiście.

Przeczytaj również: iPhone 7: jaka będzie cena nowego produktu marki Apple?

Pomysł przypadł do gustu klientom z różnych części świata. Na 1714 wystawionych w sklepie Google opinii, 15 września br. 725 komentarzy użytkowników We-Connect było pozytywnych. Problem polega na tym, że zwolennicy mocnych wrażeń nie zastanawiali się nad tym, jakie dane osobowe udostępniają, akceptując politykę prywatności. David Kravets z serwisu arstechnica.com utrzymuje, że aplikacja wysyłała na kanadyjskie serwery informacje o tym, jak często użytkownicy korzystają z wibratora, jak długo urządzenie jest włączone i jakie typy wibracji cieszą się największą popularnością. Ponadto aplikacja We-Connect przekazywała dane na temat żywotności baterii i tego, jak bardzo nagrzewa się urządzenie.

To jednak nie koniec niespodzianek. We-Connect umożliwia wysyłanie wiadomości tekstowych i uczestniczenie w rozmowach wideo. Nie spodobało się to mieszkańcowi Illinois o pseudonimie N.P. Klienta oburzył fakt, że We-Conncect gromadzi prywatne dane użytkowników. Firma Standard Innovation usłyszała zarzuty w sądzie, a nie są one błahe. Amerykanin utrzymuje, że spółka naruszyła obowiązujące w stanie Illinois prawo konsumenckie oraz przepisy obowiązujące na poziomie federalnym.

„Przeciętny użytkownik nie kupiłby wibratora We-Vibe, gdyby wiedział, że urządzenie będzie monitorować, zbierać i przekazywać jego dane. (...) Pozwany naumyślnie przechwytywał i/ lub usiłował przechwycić zawartość komunikacji elektronicznej, łamiąc 18 U.S.C. § 2511(1) [Amerykański kodeks regulujący kwestie pobierania i ujawniania danych przekazywanych ustnie lub za pomocą komunikacji elektronicznej,przyp. red.]" – można przeczytać w pozwie.

Zobacz także: Jedna z największych platform sprzedażowych na świecie wchodzi do Polski

Czyżby spółka Standard Innovation świadomie zapomniała napisać przejrzystą politykę prywatności? Oskarżyciel utrzymuje, że użytkownicy wibratora nie zdawali sobie sprawy z tego, że dane związane z ich momentami rozkoszy są skrupulatnie gromadzone przez producenta. Sprawę nagłośnił serwis arstechnica.com.

Firma Standard Innovation opublikowała oświadczenie, w którym informuje, że podjęła kroki mające na celu zwiększenie bezpieczeństwa danych i wprowadzenie dodatkowych środków ochrony prywatności. Nie pisze jednak, na czym te działania polegają, a jedynie wspomina, że zaangażowała zewnętrznych ekspertów od bezpieczeństwa i prywatności, aby wzmocnić ochronę prywatnych danych oraz zrewidować i udoskonalić praktyki związane z ich gromadzeniem i przechowywaniem.

Źródła: arstechnica.com, play.google.com, di.com.pl, law.cornell.edu, we-wibe.com

Najnowsze