Doświadczył tego Wojciech P., katecheta z Puław. Zamieścił na jednym z portali swoje zdjęcie wystylizowane na wilkołaka. Dopisał, że lubi "odkształcać młode umysły". Zobaczył to rodzic ucznia i katecheta stracił pracę.
Pracownik banku z Suszu opublikował fotografię, na której pije piwo. Pani prezes stwierdziła, że to nie przystoi bankierowi. Musiał zmienić pracę.
Internauta z Konina zdenerwował się na polityków i napisał "anonimowo" parę słów o strzelaniu do nich z dubeltówki - trafił przed sąd.
- W sieci nie mamy kontroli nad własnymi wypowiedziami. Choć to nasze słowa, nie mamy do nich pełni praw, bo wpisaliśmy je na stronie, która nie należy do nas - ostrzega Piotr Pągowski, dyrektor Consumer & Online w Microsoft.
Anonimowość w sieci to złuda
- Dotarcie do autorów wpisów internetowych jest nietrudne, bo zawsze zostawiają jakieś ślady. Administrator ma informację o tym, kto co umieścił na jego stronie i może ujawnić te dane sądowi czy policji - mówi Piotr Pągowski z Microsoft.
Co nam grozi w internecie? 1. Wiadomo, kim jesteś
Dla administratora sieci nasze dane leżą jak na talerzu. Nie może legalnie przekazać ich każdemu, kto o to poprosi, ale ma obowiązek zrobić to na żądanie sądu czy policji. Także sprytny haker rozpozna IP komputera, z którego piszemy. A wtedy anonimowe bluzgi na polityka zyskają twarz autora.
2. Treści są kopiowane
Zastanów się, czy nie masz nic przeciwko temu, by twoje wesołe zdjęcie z piwem czy opis randki trafił nie tylko na bloga koleżanki, ale dosłownie wszędzie. Coś, co raz znalazło się w sieci, może zostać skopiowane w inne miejsce, przez każdego kto natrafił na nasz wpis. Kompromitująca fotka wypłynąć może nawet po kilku latach i zniszczyć naszą karierę.
3. Zachowaj zdrowy rozsądek
- Nie traktujmy Internetu jak czegoś, co jest odcięte od rzeczywistego świata. Nie mówmy w sieci tego, czego nie powiedzielibyśmy w "realu" - radzi Pągowski. Wulgarne słowa, obelgi, pomówienia mogą wrócić do nas w każdej chwili. Np. jako dowód w procesie sądowym.