W 2011 r. Lena przechodziła przez jezdnię w niedozwolonym miejscu. Została potrącona przez samochód kierowany przez panią Barbarę (imiona uczestniczek zdarzenia zostały zmienione). Nastolatka doznała dość poważnych obrażeń, wskutek których trzy tygodnie spędziła w szpitalu, a później przez jakiś czas nie chodziła do szkoły. Bez szwanku z wypadku nie wyszło też auto pani Barbary. Straty wyceniono na cztery tysiące złotych.
ZOBACZ TEŻ: Głupie prawo, ale prawo? Rolnicy płacą ogromne kary, bo sprzedali za dużo mleka!
Kobieta postanowiła odzyskać te pieniądze od matki Leny, którą pozwała do sądu. Matka jednak nie mogła ponosić odpowiedzialności za zachowanie dziewczynki, bo ta w chwili zdarzenia miała już ukończone 13 lat. Sąd wezwał więc w charakterze pozwanego Lenę. Sprawa ciągnęła się do 25 maja br. W międzyczasie matka dziewczynki pozwała panią Barbarę – zażądała od niej zadośćuczynienia za urazy, których doznała jej córka. Chciała 23,6 tys. zł. W sprawę został tym samym zaangażowany ubezpieczyciel pani Barbary.
Kto komu zapłaci
Sąd uznał, że matka nie ponosi w jakikolwiek sposób odpowiedzialności za zachowanie dziewczynki, niewinna jest też pani Barbara. Za jedyną winną uznano Lenę i dziewczynce nakazano wypłatę pani Barbarze 4,2 tys. zł, uwzględniając koszt naprawy auta i zwrot kosztów procesu. To jednak nie koniec - mimo że kierująca była bez winy, ona także, a właściwie jej ubezpieczyciel, musi wypłacić pieniądze dziewczynce. Zastosowano bowiem tzw. odpowiedzialność na zasadzie ryzyka – uznano, że jeśli nawet kierująca autem nie ponosi odpowiedzialności za zdarzenie, i tak może być odpowiedzialna za powstałą szkodę.
ZOBACZ TEŻ: Lotto to jedno wielkie oszustwo? Ogromny skandal w Serbii
Jako że dziewczynka zawiniła, nie dostanie 23,6 tys. zł, których chciała jej matka. Na jej rzecz zasądzono ok. 7 tys. zł. A jak pani Barbara może uzyskać swoje pieniądze, skoro majątek nastolatki jest znikomy? Będzie mogła ich żądać z odszkodowania zasądzonego Lenie. Wyrok wciąż jest nieprawomocny, więc strony mogą się od niego odwołać.
Źródło: „Rzeczpospolita”