Eksperci WiseEuropa w najnowszym raporcie „Zapaść – czy fuzja z energetyką uratuje polskie górnictwo?", podają, że w razie niepowodzenia programu restrukturyzacji ewentualne przerzucenie kosztów utrzymania nierentownych kopalni z energetyki na obywateli będzie oznaczało wydatki rzędu 220-360 złotych na gospodarstwo domowe rocznie.
Z kolei w raporcie "Ukryty rachunek za węgiel" sprzed dwóch lat czytamy: "Subsydiowanie sektora węglowego poprzez jego stałe dotowanie, a w przeszłości także znaczące umorzenia niezapłaconych podatków i składek, jest pośrednią formą dotowania polskiej energetyki. Dzieje się tak dlatego, że ok. 85% energii elektrycznej w Polsce produkowana jest z węgla kamiennego i brunatnego, przy czym niemal 90% zapotrzebowania na te paliwa w energetyce pokrywa produkcja krajowa".
ZOBACZ TEŻ: W Polsce powstanie pierwsza morska farma wiatrowa
W cenach stałych z roku 2010 wsparcie energetyki za pośrednictwem dotowanego węgla wahało się w latach 1990-2012 od ok. 5 do 45 złotych za 1 MWh, przy czym najwyższa dotacja przypadała na rok 2003, kiedy doszło do szczególnie wysokich umorzeń zobowiązań podatkowych i składkowych w górnictwie. Wejście do Unii Europejskiej jeszcze te subsydiowanie pogłębiło.
Autorzy wspomnianego na wstępie raportu szacują, że bardzo prawdopodobne jest utracenie w perspektywie 20 lat ekonomicznej racji bytu przez polskie górnictwo węgla kamiennego. W świetle tych prognoz nie tylko 50 czy 100 miliardów złotych wydają się marnotrastwem, ale każda złotówka przeznaczona na węgiel może wylądować w błocie. Nie tylko wiązanie firm energetycznych z kopalniami odbiera im zyski, który mogłyby przenaczyć na rozwój, ale sam fakt wymuszania budowy nowych bloków węglowych czy powrotu do projektu stawiania całkiem nowych elektrowni razi niegospodarnością i krótkowzrocznością. A suma wspomniana w tytule to aż dwa procent naszego PKB.