"Puls Biznesu" opisał w czwartek kulisy ujawnienia taśm KNF i historię ucieczki Leszka Czarneckiego przed polskimi służbami specjalnymi. Dziennik zrekonstruował wydarzenia w oparciu o rozmowy i informacje potwierdzone w trzech niezależnych źródłach, a te są naprawdę porywające.
Plan doskonały
Afera związana z KNF jest tylko tłem filmowej ucieczki. Wszystko zaczęło się 2 lata temu, kiedy Czarnecki zatrudnił dla swojej żony, dziennikarki Jolanty Pieńkowskiej związanej z Grupą TVN, mężczyznę mającego pełnić funkcje kierowcy i ochroniarza. Ten później okazał się podstawionym agentem służb specjalnych, który miał inwigilować rodzinę milionerów. Mimo świadomości istnienia szpiega, Czarnecki nie zdecydował się na jego zwolnienie.
Kiedy milioner dostał przeciek, że ma zostać zatrzymany w trakcie wylotu do Izraela, razem ze swoją żoną, zaplanował sprytną ucieczkę z kraju. Na początku listopada ub. r. kobieta umówiła się na wizytę u koleżanki. W bagażniku samochodu przewiozła Czarneckiego, ale jego włączony telefon zostawili w mieszkaniu. Dzięki temu służby były przekonane, że biznesmen również nie ruszał się z miejsca zamieszkania. Na parkingu podziemnym znajomej, z którą rzekomo miała spotkać się Jolanta Pieńkowska, Czarnecki przesiadł się do innego auta, pojechał do Berlina i....odleciał do swojej posiadłości w Miami.
Na następny dzień, zgodnie z wcześniejszym wakacyjnym planem, żona biznesmena pojechała na warszawskie lotnisko. Tam też czekały służby, które chciały zatrzymać jej męża. Kierowca nie mógł w jej obecności zawiadomić przełożonych, że biznesmen zniknął i nie jechał ze swoją małżonką. Jak wyjaśnia dziennik, zatrzymanie miało odbyć się na lotnisku, ponieważ z Izraelem nasz kraj nie ma podpisanej umowy o ekstradycji. Przesłuchano więc jedynie dziennikarkę, która z godzinnym opóźnieniem, wyleciała samotnie z Polski.
13 listopada u. br. Leszek Czarnecki ujawnił taśmy, na których nagrał korupcyjną propozycję szefa KNF - Marka Ch. Kiedy w kraju wybuchło zamieszanie polityczne, szef nadzoru podał się do dymisji. Kilka dni później biznesmen wrócił do kraju, aby złożyć zeznania w prokuraturze.
Oświadczenie służb
Stanisław Żaryn, rzecznik ministra koordynującego służby specjalne, szybko zaprzeczył informacjom o nieudanej próbie zatrzymania, które w listopadzie ujawniła "Gazeta Finansowa".
- Klasyczny #fakenews! Nie było żadnej próby zatrzymania L. Czarneckiego. Dementuję rewelacje pojawiające się w mediach - pisał na Twitterze.
W związku z publikacją historii przez "Puls Biznesu", Żaryn przesyła publikowane wcześniej oświadczenie i zaznacza, że to "Z uwagi na pojawianie się po raz kolejny fake newsa kolportowanego w listopadzie m.in. przez mecenasa Pana Leszka Czarneckiego proszę o zwrócenie uwagi na oświadczenie dementujące powtarzane obecnie rewelacje."
"Szanowni Państwo!
W związku z pojawiającymi się, kolejny raz, rewelacjami nt. rzekomych działań służb specjalnych wobec Leszka Czarneckiego i jego rodziny przypominam Państwu Oświadczenie z 16 listopada 2018 roku:
"Oświadczenie Rzecznika Prasowego Ministra Koordynatora Służb Specjalnych
W związku z pojawiającymi się doniesieniami medialnymi informuję, że służby specjalne podległe Ministrowi Koordynatorowi nie podejmowały jakiejkolwiek próby zatrzymania Leszka Czarneckiego. Informacje w tej sprawie są nieprawdziwe.
Informuję także, że wobec braku zaistnienia powyższego faktu nie toczy się żadne postępowanie w sprawie wycieku informacji z ABW dotyczących rzekomego zatrzymania Leszka Czarneckiego.
Stanisław Żaryn
Rzecznik Prasowy Ministra Koordynatora Służb Specjalnych"