To już drugie podejście KE do tematu łamania unijnych przepisów przed rząd Angeli Merkel. Tym razem jest jednak szansa, że unijni komisarze ustalą wspólne stanowisko. Niezmiennie twarde zdanie w tej sprawie utrzymuje Polska. - To niszczy unijny rynek wewnętrzny - tłumaczy europejska komisarz ds. rynku wewnętrznego i usług Elżbieta Bieńkowska.
Zobacz koniecznie: Pensje w Niemczech. Ile zarabia się nad Odrą?
Ewentualne postępowanie KE będzie dotyczyło tranzytu oraz przewozów międzynarodowych, w których załadunek bądź rozładunek odbywa się na terenie Niemiec - donosi rmf24.pl. Komisja nie zajmie się jednak sprawą kabotażu, czyli przewozów realizowanych jedynie na terenie Niemiec przez polskie ciężarówki - o to zabiegała strona polska. W tym przypadku Berlin będzie mógł stosować przepisy o kwocie minimalnej 8,5 euro za godzinę.
Zamieszania narobiła zmiana w niemieckich przepisach dotyczących płacy minimalnej. Według nich u naszych sąsiadów wynosi ona aż 8,5 euro za godzinę. Problem w tym, że przepisy mają obejmować także zagranicznych kierowców, którzy wiozą przez przez Niemcy jakiś ładunek. Według nowego prawa są oni traktowani jak osoby pracujące w Niemczech i za każdą godzinę przejazdu przez ten kraj powinni otrzymywać właśnie 8,5 euro. Sęk w tym, że takie kwoty uderzają we właścicieli polskich firm transportowych, których pracownicy przejeżdżają przez Niemcy.
Jeśli Niemcy nie dostosują się do potencjalnych ustaleń KE to sprawa znajdzie swój finał w Trybunale Sprawiedliwości UE.