Do ochrony zdrowia prawo ma każdy, a władze zapewniają obywatelom RP równy dostęp do świadczeń opieki zdrowotnej finansowanej ze środków publicznych – czytamy w polskiej Konstytucji. W kolejnej linijce pada jednak stwierdzenie, że „warunki i zakres udzielania świadczeń określa ustawa”. W praktyce sytuacja wygląda więc tak, że, jeśli nie posiadamy ubezpieczenia zdrowotnego, o darmowym leczeniu nie ma co marzyć.
ZOBACZ TEŻ: 500 zł na dziecko. PKO BP gotowe do przyjmowania wniosków. Jak je złożyć?
Sprawa wydaje się szczególnie kontrowersyjna w przypadku osób, które chcą ubezpieczyć się dobrowolnie. Pojęcie dobrowolności jest tu jednak względne – nie ma przecież jakiejś magicznej gwarancji, że komuś, kto pracuje na umowie o dzieło, żaden wypadek nigdy się nie przytrafi. A skoro ten rodzaj śmieciówki nie jest objęty ubezpieczeniem, to ów ktoś sam będzie musiał ponosić koszty leczenia. Dlatego też „dobrowolne” ubezpieczenie w przypadku wielu osób może okazać się koniecznością.
Jak ubezpieczyć się dobrowolnie? Trzeba podpisać umowę z NFZ-em. Aby tego dokonać, należy wypełnić specjalny wniosek, następnie udać się do wojewódzkiego oddziału lub delegatury Funduszu z dokumentem tożsamości oraz dokumentem potwierdzającym ostatni okres ubezpieczenia (np. świadectwem pracy z poprzedniej firmy). Wtedy dostaniemy do podpisu umowę i maksymalnie w ciągu 7 dni od jej zawarcia musimy udać się do ZUS-u, gdzie złożymy deklarację ubezpieczenia (taki dokument składa się w ZUS-ie co miesiąc). Raz w miesiącu zapłacimy też składkę przelewaną na specjalne ZUS-owskie konto. Jest ona wyliczana na podstawie średniej krajowej i zmienia się co kwartał. Obecnie wynosi 385,27 zł – płacąc ją, możemy korzystać z państwowej służby zdrowia, czy to w wypadku zwykłej wizyty u internisty, czy poważniejszego leczenia w szpitalu.
ZOBACZ TEŻ: Urzędnicy wypełnią PIT za podatników. Zobacz, kto może skorzystać
Jest jednak jeden haczyk. To opłata dodatkowa, której wniesienie jest konieczne, aby podpisać umowę z NFZ-em. Obowiązuje ona każdego, kto nie był ubezpieczony dłużej niż trzy miesiące od dnia wygaśnięcia poprzedniego ubezpieczenia, czyli np. od dnia, w którym stracił etat. Według najnowszych danych NFZ-u, dobrowolnym ubezpieczeniem zdrowotnym objętych jest teraz w Polsce 24,3 tys. osób. Ile z nich o obowiązku wniesienia opłaty dodatkowej dowiedziało się dopiero przy próbie zawarcia umowy z NFZ-em, sprawdzić nie sposób. Jak jednak wynika z sygnałów docierających do nas od Czytelników, opłata ta jest na tyle zaskakująca i dotkliwa, że bywa nawet nazywana „karą”, choć jak ognia tego określenia unikają urzędnicy.
Wysokość „kary” nie jest stała – zmienia się wraz z kwotą składki zdrowotnej, a w dodatku uzależniona jest od czasu, w którym dana osoba nie była objęta ubezpieczeniem. Jak to wygląda w I kwartale br.? Osoba, która nie była ubezpieczona od trzech miesięcy do roku musi zapłacić aż 856,16 zł „kary”, a:
- od roku do 2 lat – 2140,4 zł
- od 2 lat do 5 lat – 4280,8 zł
- od 5 lat do 10 lat – 6421,2 zł
- powyżej 10 lat – 8561,6 zł
Jak widać, są to kwoty niebagatelne. Łatwo sobie wyobrazić sytuację człowieka, który np. stracił etat, szukał pracy pół roku, w tym czasie topniały jego oszczędności, a kiedy w końcu znalazł zatrudnienie, dostał umowę o dzieło. Dopiero od kolegów z nowej firmy dowiedział się, że może ubezpieczyć się dobrowolnie, a tu – bach! - musi wysupłać ok. 900 zł, aby umowę z NFZ-em w ogóle podpisać. Oczywiście, można powiedzieć, że osoba ta mogła po zwolnieniu zarejestrować się w urzędzie pracy jako bezrobotna, a nie miałaby żadnej przerwy w ubezpieczeniu, ale mało kto się na to zdecyduje, chcąc zarabiać więcej, niż wynosi minimalne wynagrodzenie, które najczęściej dostają ludzie po znalezieniu pracy przez pośredniak.
Opłatą nie są obciążeni ci, których przerwa w ubezpieczeniu nie była dłuższa niż trzy miesiące oraz m.in. studenci czy członkowie zakonów i klerycy, ale, w uproszczeniu, tylko ci, którzy nie posiadają obywatelstwa któregokolwiek z krajów UE. „Kara” jest też kasowana z automatu, jeśli obywatel znajdzie zatrudnienie w oparciu o umowę o pracę lub zlecenia, niezależnie od tego, jak długo był nieubezpieczony i do jakiej wysokości narosła mu opłata dodatkowa.
ZOBACZ TEŻ: URSUS podbija Afrykę. Nie uwierzysz, że to polska reklama! - WIDEO
Nawet jednak, jeśli „kara” kogoś dotyczy, może się on starać o jej umorzenie bądź rozłożenie na raty (może być ich maksymalnie dwanaście). Może się o to ubiegać osoba znajdująca się w trudnej sytuacji życiowej - tylko w uzasadnionych przypadkach. W tym celu musi ona złożyć do dyrektora oddziału wojewódzkiego NFZ „wniosek wraz z uzasadnieniem zawierającym informację dotyczącą trudnej sytuacji materialnej/warunków rodzinnych/sytuacji zdrowotnej/innych okoliczności wskazujących na trudną sytuację życiową oraz dokumenty potwierdzające ww. informacje” - czytamy na stronie łódzkiego NFZ-u.
Jaką sytuację Fundusz uznaje za trudną i jakie dokumenty należy przedstawić? Te pytania zadaliśmy pracownikom Biura Komunikacji Społecznej Centrali NFZ-u. Dowiedzieliśmy się tylko, że „sprawa opłaty dodatkowej pozostaje w wyłącznej kompetencji dyrektora oddziału wojewódzkiego NFZ”. Mówiąc wprost – nie ma tu jasnych przepisów, a to, czy znajdujemy się w wystarczająco złej sytuacji, ocenia sam dyrektor.
Skąd w ogóle bierze się opłata dodatkowa? Zarówno Ministerstwo Zdrowia, jaki i NFZ, tłumaczą, że, wprowadzając ją, ustawodawca chciał uniknąć sytuacji, w której ktoś ubezpieczy się dopiero wtedy, gdy dowie się, ze jest ciężko chory. „Zniesienie opłaty dodatkowej spowodowałoby m.in., że duża część osób mogłaby zawierać umowy wyłącznie na okres leczenia szpitalnego. Już obecnie znaczna część umów dobrowolnego ubezpieczenia zdrowotnego jest podpisywana w momencie, gdy dana osoba chce skorzystać z leczenia. Rezygnacja z opłaty dodatkowej oznaczałaby konieczność opłacania większych kwot ze składek osób ubezpieczonych obowiązkowo na rzecz leczenia osób ubezpieczonych dobrowolnie. Przychody z tytułu opłaty dodatkowej stanowią źródło finansowania kosztów Narodowego Funduszu Zdrowia, w szczególności m.in. kosztów świadczeń opieki zdrowotnej” - tłumaczy NFZ.
Obecnie obowiązujące przepisy wydają się niesprawiedliwe w stosunku do osób, które wcale nie zamierzały nadużywać przysługującego im prawa do ubezpieczenia dobrowolnego. Jak informuje nas Ministerstwo Zdrowia, w resorcie trwają prace „nad nowymi rozwiązaniami w zakresie sposobu pobierania składki na finansowanie świadczeń opieki zdrowotnej ze środków publicznych”, a 2 lutego br. powstał zespół do przeglądu regulacji mających wpływ na przychody ze składki zdrowotnej. Jego zadaniem jest przygotowanie propozycji ewentualnych zmian w tym zakresie. Wszystko to w kontekście zapowiedzi rządu, który chciałby zlikwidować składki na ZUS i NFZ i połączyć je wraz z PIT-em w jeden podatek. Jaki będzie to miało wpływ na opłatę dodatkową? Ministerstwo mówi tylko, że na razie nie są prowadzone żadne prace w kierunki jej likwidacji.
ZOBACZ TEŻ: Kwota wolna od podatku może zniknąć, a jeden podatek zastąpić PIT i składki!
Na koniec warto odpowiedzieć na pytanie, od kiedy nalicza się okres, od którego opłata dodatkowa nas obejmie. Załóżmy, że ktoś pracował w oparciu o umowę zlecenia lub o pracę i stracił zatrudnienie np. z dniem 1 czerwca. W jego przypadku, aby uniknąć dodatkowej opłaty, musi ubezpieczyć się dobrowolnie przed 1 września, bo choć po rozwiązaniu umowy przez 30 dni miał prawo do świadczeń opieki zdrowotnej, to nie przedłuża to okresu, w którym może uniknąć „kary”. A co, jeśli ktoś już zdążył się ubezpieczyć, a dostanie od pracodawcy propozycję innej formy zatrudnienia, dzięki której będzie obowiązkowo objęty ubezpieczeniem? Wtedy musi rozwiązać umowę dobrowolnego ubezpieczenia. „Aby tego dokonać, najlepiej zgłosić się do ZUS-u i wyrejestrować płatnika składek oraz pisemnie powiadomić o rozwiązaniu umowy oddział NFZ” - dowiadujemy się z Centrali Funduszu.
Chcesz się ubezpieczyć w NFZ? Grozi ci „kara”! Skąd się bierze i jak jej uniknąć?
Kiedy korzystamy z usług państwowej służby zdrowia, koszty naszego leczenia pokrywa ubezpieczenie zdrowotne, którym obowiązkowo objęte są osoby m.in. zatrudnione w oparciu o umowę o pracę bądź zlecenia. Gorzej mają np. ci, którym szef zaproponował umowę o dzieło – oni muszą ubezpieczyć się sami. Przy próbie dobrowolnego ubezpieczenia system wbija im szpilę, czyli opłatę dodatkową wynoszącą od kilkuset do nawet kilku tysięcy złotych! Jest ona tak dotkliwa, że potocznie bywa nawet nazywana karą. Wyjaśniamy, skąd się bierze i jak jej uniknąć.