Janusz Cieszyński, pełnomocnik rządu ds. cyberbezpieczeństwa na Impact'22

i

Autor: Paweł Jaskółka / Super Express Janusz Cieszyński, pełnomocnik rządu ds. cyberbezpieczeństwa na Impact'22

Cyberwojna Putina. „Wirtualne rakiety lecą na nas z każdej strony” – przekonuje minister

2022-05-16 17:19

Wojna na Ukrainie to nie tylko frontowe walki, barbarzyńskie mordowanie cywili i gwałcenie kobiet przez rosyjskich żołnierzy, ale także globalna cyberwojna. O jej skali, przejawach i przeciwdziałaniu w rozmowie z „Super Expressem” mówi Janusz Cieszyński, pełnomocnik rządu ds. cyberbezpieczeństwa.

„Super Express”: – Od 24 lutego docierają do nas przerażające obrazy z Ukrainy, ale tak naprawdę działania wojenne są prowadzone znacznie bliżej i każdy może ich doświadczyć. W internecie nasiliły się ataki hakerskie, próby wyłudzenia danych, a od dawna rozprzestrzenia się dezinformacja. Jak wygląda sytuacja na tym cyfrowym froncie?

Janusz Cieszyński: – Warto zacząć od tego, jak się przygotowaliśmy do tej sytuacji. Dwa dni przed rozpoczęciem działań wojennych na terenie całej Polski został wprowadzony stan podwyższonej gotowości w cyberprzestrzeni. To oznacza, że wszystkie zespoły, które się zajmują cyberbezpieczeństwem, pracują w trybie stacjonarnym 24 godz. na dobę. Bardzo ważne jest, aby zabezpieczać się zawczasu. Jeśli dojdzie do skutecznego ataku, jego konsekwencje mogą być bardzo poważne. Widzieliśmy je na całym świecie. Na przykład nie tak dawno w Stanach Zjednoczonych został zablokowany ropociąg, który zasilał całe wschodnie wybrzeże. Dbamy o to, żeby na bieżąco monitorować sytuację. Choćby w związku z wizytą prezydenta Bidena zablokowaliśmy ruch z części krajów, aby ograniczyć możliwość ataków DDoS

– Mówi się o atakach na wrażliwą infrastrukturę. Na co narażeni są zwykli obywatele? Wielu ekspertów zwraca uwagę, że nasiliła się liczba różnych praktyk phishingowych.

– Raport CERT Polska za 2021 r. wskazuje, że phishing stał się najpopularniejszym rodzajem ataku. Pracujemy nad regulacją, która ma włączyć operatorów telekomunikacyjnych we współpracę z nami przy eliminowaniu phishingu. Liczę, że niedługo zaprezentujemy pakiet rozwiązań, które będą miały na celu wprowadzenie zabezpieczeń przed wyłudzaniem danych, pieniędzy czy haseł. Walka jest trudna dlatego, że przeciwnik jest często nieuchwytny. Sieci, które propagują dezinformację, kryją się za platformami społecznościowymi i za setkami kont, ale zawsze u podstaw tego jest szkodliwa narracja. Po tym najłatwiej rozpoznać, kto odpowiada za sianie dezinformacji. Kiedy sytuacja w Ukrainie zaczęła eskalować, zauważyliśmy od razu, że pojawiły się fake newsy na temat tego, co dzieje się na granicy. Próbowano rozpowszechniać informacje, że osoby z Ukrainy nie mogły liczyć na dobre przyjęcie w Polsce, i wiele innych nieprawdziwych tez.

– Trzeba zwrócić uwagę, że te działania są wielowektorowe. Z jednej strony mamy typową propagandę mającą wzbudzić sympatię do reżimu Putina, z drugiej trolle podsycają konfliktowe punkty zapalne, a jeszcze inne akcje są prowadzone tak, aby wprowadzić zamęt wśród samych Ukraińców.

– Wirtualne rakiety lecą z każdej strony, ale chyba nikt o zdrowych zmysłach w Polsce nie da się nabrać na tę kremlowską propagandę. Chociaż na zachodzie Europy taka narracja jest bardziej akceptowana. Dla mnie to niepokojące. Znacznie groźniejsze są te elementy, które mają na celu skłócenie Polaków z Polakami czy Polaków z Ukraińcami. W sieci krążą historie, jak to „słynna Kasia z Ząbek” udała się do lekarza, a tam nikt jej nie przyjął, bo w kolejce stały osoby z Ukrainy. I jeszcze ktoś ukradł jej PESEL. Wiemy, że to fake, ale niestety to często pada na podatny grunt.

– Do tego do rozpowszechniania takich bzdur nie jest potrzebna głęboka analiza. Wystarczy przycisk „share” i chwilowe emocje…

– Właśnie tak. Dlatego my staramy się walczyć z informacją między innymi przez profil #WłączWeryfikację NASK, żeby ujawniać brak dowodów na takie wydarzenia i ujawniać prawdziwe intencje tych profili. To jest jedyny sposób, żeby zdusić taką narrację w zarodku. To możliwe.

– Niedawno wspominał pan o tym, że zdobycie prawa jazdy powinno trwać tyle, co mrugnięcie okiem. Co miał pan na myśli?

– Chodziło mi o to, że nie musimy dziś uzależniać prawa do prowadzenia samochodu od wydania plastikowego dokumentu. Wystarczy, że informacja o zdanym egzaminie pojawi się w systemie. Chcemy, żeby w aplikacji jak najszybciej widniała informacja, że już może pan poruszać się zgodnie z prawem po polskich drogach. Plastik dojdzie później. Nie chcemy odchodzić od tradycyjnych dokumentów. Są niezbędne, żeby wyjechać za granicę, oraz wygodne dla osób starszych. Szacuje się jednak, że nawet 20 mln Polaków jest otwartych na korzystanie z takiej e-usługi.

Rozmawiał Mateusz Albin

Impact 22 - Janusz Cieszyński

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają
Najnowsze