Spis treści
- Heroiczne bohaterstwo stolicy
- Antyradziecka prowokacja AK
- Pozorowana pomoc sowiecka
- Bezsilne forsowanie Wisły
- Operacja Warszawska 1945
- Upiorna defilada
Komentarz w tle zdjęć kroniki sprzed 80 lat, ukazujących skalę zniszczeń stolicy, w której przez 63 dni toczyły się powstańcze walki z Wehrmachtem: „Nie było wiwatów, nie było uroczystego bicia dzwonów. Styczniowy śnieg przysypał gruzy kościołów, białym pokrowcem osłonił mogiły bojowników o wolność”. Kronika pokazała smętny korowód zwycięskiego wojska sunącego ulicami Warszawy. Działa zaprzężone w konie, zmarznięci żołnierze na lawetach przesuwających się na tle dogasających jeszcze budynków. Szaro od dymu, do tego zamieć zasnuwająca obiektywy kamer, utrwalających tę osobliwą chwilę grozy. I łamiący się głos spikera: „W sercu żołnierza polskiego, który obraz Warszawy niósł w sobie przez lata tułaczki i niewoli oraz w ciągu długich miesięcy krew swą przelewał pod murami stolicy, narasta świadomość tragicznej prawdy. Warszawy nie ma. Warszawa została zamordowana”.
Heroiczne bohaterstwo stolicy
Operacja „Burza”, z kulminacją w postaci powstania warszawskiego, była planem Armii Krajowej na wyzwolenie Polski spod niemieckiej okupacji. Gdyby się powiodła, władzę w kraju mieli objąć przedstawicie rządu polskiego na wychodźstwie. Tymczasem powstańcom przyszło poddać Warszawę niemieckim okupantom.
W godzinie „W” radziecka 2. Armia Pancerna szybko posuwała się ku przedmieściom prawobrzeżnej Warszawy. I naraz zatrzymało ją niemieckie przeciwnatarcie, którego nie przewidziało ani dowództwo AK, ani wywiad Armii Czerwonej. Cztery dywizje feldmarszałka Walthera Modela rozbiły najbardziej wysunięty na zachód radziecki korpus pancerny, po czym 2. Armia została wycofana z frontu! To zwycięstwo Niemców (5 sierpnia), pozwalające Wehrmachtowi odtworzyć front na warszawskim przedmościu, przesądziło o losach powstania i samej Warszawy. Wobec braku możliwości realnej pomocy ze strony Zachodu, Warszawie pozostało heroiczne bohaterstwo.
Antyradziecka prowokacja AK
„Antyradziecka prowokacja AK” – tak wybuch powstania w Warszawie skwitował Stalin. Po czym aż do 9 września nie pozwalał lądować na radzieckich lotniskach alianckim samolotom ze zrzutami dla powstańców. Stanisław Mikołajczyk, który od tragicznej śmierci gen. Władysława Sikorskiego, był premierem rządu RP na uchodźstwie, zabiegał na Kremlu o pomoc dla powstania. Ale jego powodzenie było wbrew interesom Stalina. Mikołajczyk usłyszał, że powstanie uzyska pomoc, o ile rząd polski na uchodźstwie odrzuci konstytucję kwietniową, która była podstawą prawną jego istnienia. Chodziło o to, by pozycja wyjściowa rządu Mikołajczyka nie była bardziej legalna niż PKWN. Generralissimus Stalin uznał wtedy za stosowne powątpiewać w obecności polskiego gościa w militarne możliwości AK. Tymczasem reichsführer SS Heinrich Himmler rzucał do Warszawy zgrupowania policyjne i oddziały formowane naprędce z kolaborantów.
Pozorowana pomoc sowiecka
Po klęsce zadanej przez feldmarszałka Walthera Modela, zwanego strażakiem Hitlera, ofensywa radziecka utknęła, a lotnictwo czerwonoarmijskie nie pojawiało się nad Warszawą aż do 10 września. W połowie tego miesiąca I Armia WP przerzuciła desant na lewy brzeg Wisły, tracąc więcej żołnierzy, niż padło w bitwie pod Monte Cassino. Podczas gdy 15 września prawobrzeżna Warszawa była wolna od Niemców, lewy brzeg Wisły stał się sceną dogorywania zrywu. W powstaniu warszawskim zginęło 16 tys. bojowników i 150 tys. cywilów. Nadal broniły się zgrupowania na Czerniakowie i Żoliborzu, a wyzwolenie prawobrzeżnej Warszawy dawało złudne nadzieje na to, że stolicę uda się, jeszcze we wrześniu, oswobodzić. Działania operacyjne Rosjan w Warszawie miały pozorować przed Zachodem udzielanie pomocy przez Armię Czerwoną. Do wyzwalania Warszawy rzucono lotnictwo, parę jednostek artylerii, saperów oraz wojska chemiczne. Historycy tego okresu określą potem zakres tej pomocy jako "niezbędne minimum".
Bezsilne forsowanie Wisły
Operacja forsowania Wisły została podjęta przez dowódcę 1 Armii Zygmunta Berlinga ad hoc, po tym jak wpadł mu w ręce napisany na skrawku gazety komunikat o rozpaczliwej sytuacji powstańców na Czerniakowie Górnym, dowódcy zgrupowania powstańczego płk. Jana Mazurkiewicza. Wtedy Berling, zdaniem historyka powstania warszawskiego, generała Jerzego Kirchmeyera, „bez planu skoczył do Wisły”. Niemcy byli jednak dobrze przygotowani do odparcia prób forsowania rzeki. Dowództwo radzieckie skierowało na przyczółek czerniakowski jeden z doborowych pułków stalingradzkich, ale Czerniaków padł, zanim ten dotarł na miejsce. W szeregach 1 Armii WP powiało rezygnacją. Przedstawiciel sztabu generalnego Armii Czerwonej przy 1 Armii Wojska Polskiego gen. mjr Nikołaj Mołotkow rychło w czas przedstawił marszałkowi Żukowowi plany zwycięskiej operacji wyzwalania Warszawy z udziałem „od ośmiu do dziesięciu dywizji”. Wiadomość zwrotna brzmiała: „Towarzyszu Mołotkow, 22 września Berling otrzymał rozkaz rozpoczęcia odwrotu oddziałów z lewego na prawy brzeg rzeki i przejścia do defensywy. Żukow”. W walkach 1 Armii WP na przyczółkach zginęło 3764 żołnierzy, w tym 2297 poległo lub zginęło bez wieści, a 1467 zostało rannych.
Operacja Warszawska 1945
Już we wrześniu 1944 r. w kamienicy przy ul. Strzeleckiej na warszawskiej Pradze rozpoczęło prace NKWD, skupiając się na żołnierzach podziemia. Natomiast już po „wyzwoleniu” Warszawy rozgościło się ono w gmachu Gimnazjum im. Władysława IV na przeciwko ZOO oraz budynku tzw. rogatki praskiej. Po drugiej stronie Wisły Niemcy palili i burzyli budynek za budynkiem, do połowy stycznia 1945 r. wywożąc z miasta 45 tys. wagonów z maszynami z fabryk i prywatnym dobytkiem mieszkańców. Ostatnią ofiarą był budynek Biblioteki Publicznej m.st. Warszawy przy ul. Koszykowej. 16 stycznia 1945 r. Niemcy podpalili magazyn z pięciuset tysiącami cennych woluminów. I wtedy dopiero ruszyła sowiecka ofensywa.
Operacja warszawska, część wielkiej ofensywy Armii Czerwonej na Berlin. gruchnęła 12 stycznia 1945 r. 9. armia niemiecka wpadła w utworzony przez 1 Armia WP oraz dwie armie 1 Frontu Białoruskiego tzw. kocioł warszawski. Mróz, który skuł Wisłę, nie sprzyjał Niemcom. Zaraz po tym, gdy gen. Smilo Freiherr von Lüttwitz, węsząc zagładę wycofał swoje wojska z linii Wisły, rankiem 17 stycznia 1., 3. i 4. Dywizja Piechoty natarły na przedmieścia Warszawy. Tego samego dnia 6. Dywizja Piechoty i 1. Warszawska Samodzielna Brygada Kawalerii uderzyły na miasto ze wschodu i od południa. Pogorzelisko zdobyto w kilka godzin. O 15:00 do sztabów zaczęły spływać meldunki „ruiny oczyszczone z wroga”.
Upiorna defilada
Następnego dnia „Życie Warszawy” wypuściło numer poświęcony wyzwoleniu stolicy z przemówieniem premiera tzw. Rządu Tymczasowego, Edwarda Osóbki-Morawskiego. Nie mającego „słów, którymi można by wyrazić hołd naszej wyzwolicielce, bohaterskiej Armii Czerwonej i jej genialnemu wodzowi Marszałkowi Stalinowi”. W reportażu z zachodniej strony Wisły można było przeczytać, że „popłoch zastał gestapowców przy śniadaniu: jeszcze leżą niedogryzione biszkopty, walają się butelki po winie”.
19 stycznia w Alejach Jerozolimskich defilowały oddziały 1 Armii WP. Na trybunie ustawionej naprzeciwko hotelu Polonia, jedynego ocalałego w tym kwartale budynku, stali m.in. Bolesław Bierut i Władysław Gomułka w towarzystwie marszałka Gieorgija Żukowa. Jeremi Przybora, świadek tych wydarzeń, zanotował: „Upiorne wyzwolenie trupa miasta i upiorna defilada na jego cmentarzysku (...), ta defilada zwycięskich oddziałów maszerujących między dwoma milczącymi szpalerami widm. Wyległy one, niczym niema publiczność, na trybuny zwalisk i ruin, wzdłuż trasy przemarszu żołnierzy warszawskiej operacji. Widma chłopców i dziewcząt z AK, wmieszane w tłumy mieszkańców (...). Parada wyzwolicieli, którzy już nikogo nie wyzwolili”.