Po ewidentnej zadyszce, jaką rządząca ekipa złapała za sprawą nieszczęsnych nagród dla ministrów i wiceministrów oraz niepotrzebnej awanturze wokół nowelizacji ustawy o IPN, przyszedł czas na drugi oddech, czyli obietnice i projekty przedstawione na konwencji wyborczej PiS. Nie wiem, jak zostaną one odebrane przez Polaków. Czy potraktują je jako swoistą formę przekupstwa, taką rekompensatę za ostatnie wpadki, czy też, co moim zdaniem bardziej prawdopodobne – będą rozpatrywać zupełnie w oderwaniu od bieżącej politycznej wojny, jedynie w kategoriach zysków i strat.
Zobacz też: 300 zł na wyprawkę dla dziecka
Patrząc na zaproponowane rozwiązania – niższy ZUS i CIT dla małych przedsiębiorców; wyprawka szkolna; gwarantowane emerytury minimalne dla kobiet, które urodziły co najmniej czworo dzieci; bezpłatne leki dla kobiet w ciąży, czy premia za szybkie urodzenie, to po stronie obywateli są jedynie zyski. Koszt ponosi państwo. Ale po pierwsze, nie są one duże – 5-6 mld. zł rocznie. A po drugie, jak w przypadku programu senioralnego, rozłożone w czasie i w dużym stopniu przerzucone na samorządy. Trzeba przyznać, że zostało to wszystko przemyślane.
Mnie szczególnie cieszy zapowiadana już dawno obniżka ZUS dla tych przedsiębiorców, którzy nie zarabiają więcej, niż dwuipółkrotność minimalnej pensji. Według szacunków, to może być grupa licząca ponad 300 tys. osób. Dla niej zyski są oczywiste. Ale zyskać może też państwo. Jest to bowiem ewidentna zachęta do wychodzenia z szarej strefy. Do tego dojdzie najniższy w Europie podatek CIT – 9 proc. – który obejmie ok. 400 tys. podmiotów.
Czytaj też: Niższy ZUS, wsparcie dla seniorów i dzieci
Szkoda, że przy okazji licznych deklaracji, rząd nie wyrzucił do kosza nieszczęsnego pomysłu zniesienia od przyszłego roku limitu tzw. trzydziestokrotności składek ZUS. Wiem, że aktualnie ustawa jest w Trybunale Konstytucyjnym, ale i bez orzeczenia można przecież zmienić ją. Dlaczego karać najbardziej aktywnych i przedsiębiorczych wyższymi podatkami.