GUS potwierdził szacunek łącznej inflacji w maju. Pozornie informacje podane przez urząd powinny cieszyć. Wzrost cen spowolnił bowiem do 2,9 proc. r/r wobec wzrostu 3,4 proc. r/r przed miesiącem, czy 4,7 proc. w lutym.
Jednak z punktu widzenia konsumentów ten spadek jest niezauważalny. Obecny kryzys to bowiem kombinacja negatywnego szoku podażowego i negatywnego szoku popytowego.
Słaby popyt będzie ciągnął ceny w dół. Jest to już widoczne w cenach odzieży i obuwia, środków transportu, paliw, wyposażenia mieszkania i urządzeń gospodarstwa domowego. Niestety rosną ceny żywności (wzrost o 6,2 proc. r/r). W przypadku, żywności popyt nie jest elastyczny i o trendach cenowych decydują czynniki podażowe, pogodowe i trendy na rynkach rolnych. A tutaj jest jeszcze przed nami ryzyko suszy.
Ograniczenia podażowe silnie wpłynęły również na usługi dla ludności. Mimo, że już otwarto zakłady kosmetyczne i fryzjerskie, to nadal w tej branży istnieją ograniczenia. W rezultacie ceny tych usług były w maju wyższe aż o 11,4 proc. niż przed rokiem.
Na uwagę zasługuje wzrost cen w grupie „hotele i restauracje” o 6 proc. r/r w maju. Ceny w branży turystycznej i hotelarskiej będą wypadkową czynników podażowych i popytowych. Już ostatni długi weekend związany ze świętem Bożego Ciała pokazał, że w wielu polskich ośrodkach turystycznych presja na wzrost cen będzie wysoka.
Sumując te wszystkie czynniki konsumenci w trakcie codziennych zakupów towarów i usług pierwszej potrzeby będą odczuwać wzrost cen. Będą też spodziewać się dalszego ich wzrostu. Warto przy tym zauważyć, że w Polsce wzrost cen jest nadal dużo wyższy niż w całej UE czy strefie Euro, w której majowa inflacja jest bliska zeru.
Pracodawcy RP
ZOBACZ TEŻ: Telemedycyna rewolucjonizuje tradycyjne modele opieki zdrowotnej