Jarosław Gowin, wicepremier, minister nauki i szkolnictwa wyższego, w radiowej Trójce powiedział stanowczo: „Potrzebujemy zupełnie nowych rozwiązań emerytalnych. Pan premier Morawiecki przyznał, że on opowiada się za systemem kanadyjskim. To jest dokładnie to rozwiązanie, które mamy w naszym programie partii Polska Razem”.
Zobacz: Zabraknie pieniądzy na emerytury. Grozi nam katastrofa
Co to w praktyce oznacza?
System kanadyjski (obowiązujący w Kanadzie) polega na tym, że składają się na niego trzy filary:
- dwa „rządowe:
* gwarantowana przez państwo emerytura obywatelska, inaczej nazywana minimalną. Otrzymują ją nawet te osoby, które nigdy nie pracowały. Jest jednak ona bardzo mała, bo to raptem ok. 13 proc. średniej pensji. Po przeliczeniu tego na nasze zarobki i naszą walutę - emerytura obywatelska obecnie wynosiłaby niewiele ponad 500 zł.
* emerytura z funduszu ubezpieczeń społecznych – u nas ZUS. Wypracowana emerytura rzeczywiście wypłacana jest ze składek pokolenia aktywnego zawodowo. Jednak składki na fundusz są dość niskie, na poziomie ok. 5 proc. pensji pracownika (u nas obecnie składka emerytalna w ZUS to ok. 19 proc. pensji)
- oszczędności prywatne jako podstawowy filar ubezpieczenia emerytalnego. Indywidualnie pieniądze można odkładać na lokatach, na dedykowanych temu kontach bankowych, lokować je na giełdzie, czy po prostu trzymać gotówkę w systematycznie powiększającej się skarpecie. Szacuje się, że takie długoterminowe oszczędzanie zaprocentuje emeryturą na poziomie ok. 60 proc. średniego wynagrodzenia, czyli obecnie u nas ok. 2,3 tys. zł.
W systemie kanadyjskim wiek emerytalny kobiet i mężczyzn jest taki sam i wynosi 65 lat.