Podatki, które odeszły do lamusa?
Tendencja do opodatkowywania obywateli wciąż jest jeszcze żywa. Absurdalne podatki od luksusu, od spraw przyziemnych i tych mniej, obecne są jak Ziemia długa i szeroka, w każdej strefie geograficznej. Niektóre zaskakują, jak obecny w Korei Południowej podatek od zabiegów chirurgicznych poprawiających urodę. Dodatkowy, 10 proc. podatek wliczony w koszt zabiegu powiększenia piersi, operację plastyczną nosa, zabieg odsysania tłuszczu czy korektę powiek – to osobliwy sposób państwa na zasilenie budżetu z pieniędzy bardziej majętnych obywateli.
Spora część opinii publicznej zapewne wyraża aprobatę na taką opłatę. Gorzej, gdy podatek dotyka większych grup społecznych lub zanadto ogranicza wolność i niezależność jednostki. Wtedy budzi powszechną niechęć i ograniczoną aprobatę. Tzw. podatek Belki – fachowo nazywany podatkiem od zysków kapitałowych – w ubiegłym roku, o zgrozo, obchodził swoje 20-lecie funkcjonowania w polskiej praktyce bankowej. Ministerstwo Finansów, jako gospodarz ustawy zdecydowało przy tej okazji, że czas na zmiany i zaproponowało podwyżkę daniny z 19 proc. do 20 proc. od przyszłego roku. W tej beczce dziegciu jest i łyżeczka miodu na osłodę. Otóż z podatku tego mają być zwolnione osoby, których zysk nie przekracza 10 000 zł. W praktyce, podatek Belki zapłacą oszczędzający np. od lokat powyżej tej kwoty.
Państwo zagląda do szklanki… do talerza już niekoniecznie
Poprzez politykę fiskalną próbuje się spinać budżet państwa i jego zobowiązania wobec obywateli, ale także np. eliminować problemy zdrowotne, które obciążają system służby zdrowia. A tych niestety z roku na rok przybywa. Schorzenia cywilizacyjne takie jak nadwaga i towarzysząca jej najczęściej cukrzyca coraz bardziej obciążają budżety państw. I tak na Węgrzech, które często stanowią punkt odniesienia, postanowiono się z nimi zmierzyć, wprowadzając podatek od niezdrowej żywności. Dodatkową opłatę od przyjemności wprowadzono tam na takie kategorie produktów jak np. napoje słodzone, napoje energetyczne, słodycze w tym ciastka czy herbatniki. Zmiany te mają powszechnie służyć zdrowiu i chronić przed złymi, wysokokalorycznymi przyzwyczajeniami żywieniowymi szczególnie tych najmłodszych.
Podobne cele przyświecały Polsce, gdy wprowadzono w 2021 r. podatek cukrowy na gazowane napoje słodzone. Dwa lata, które minęły od tego momentu przynoszą refleksję co do skuteczności i zasadności tego typu odgórnych restrykcji. „Polacy po szoku spowodowanym drastycznym wzrostem cen znowu zaczęli kupować słodkie napoje” – przyznaje Andrzej Gantner, dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności. Zachęcony tym resort finansów podjął decyzję o wznowieniu prac nad regulacją i poszerzeniu opłaty cukrowej o nowe kategorie – nie uwzględniono jednak w nim słodyczy, w których cukier jest numerem jeden na liście składników. Uznano za to, że warto opodatkować nektary i napoje na bazie soku z owoców. I nie chodzi w tym przypadku o cukier dosypywany przez producentów jak to się praktykuje w zwykłych napojach, a ten występujący naturalnie, samoistnie w owocach. Co jeszcze bardziej zaskakuje, sok i woda kupowane oddzielnie nie są obłożone opłatą cukrową. W przeciwieństwie do napoju, w którego składzie znajduje się łącznie i woda i sok. Ciekawe co na to Światowa Organizacja Zdrowia (WHO), która uważa, że dzienne, minimalne zapotrzebowanie organizmu na warzywa i owoce powinno wynosić 400 gramów? W Polsce jest ono na niskim poziomie (około 280 gramów na osobę) i będzie drastycznie spadać, biorąc pod uwagę wysokie ceny owoców i warzyw oraz wzrost napojów z sokiem z owoców po wejściu w życie proponowanych zmian w podatku cukrowym.
Takie manewry fiskalne świadczą raczej o próbie powiększania wpływów podatkowych do państwowej kasy aniżeli chęci osiągania celów prozdrowotnych. Podatnik może ocenić sam, co służy jego portfelowi, a co zdrowiu. Refleksja przyda się nie tylko przy okazji zbliżającego się terminu rozliczenia podatkowego PIT z urzędem skarbowym.