."Rz" zastanawia się, dlaczego akurat teraz, skoro kredyty frankowe były udzielane kilkanaście lat temu. "Kredytobiorcy boją się, że brak takiego dokumentu bank może potraktować jako pretekst do wypowiedzenia umowy" - podano w artykule. Mec. Wojciech Bochenek z kancelarii Bochenek i Wspólnicy ocenił w rozmowie z "Rz", że "ma to wzbudzić strach i zniechęcić do procesowania się z bankiem".
Frankowicze zachowują czujność, bo konflikt ostatnio eskaluje. Banki, narażone na wielkie straty z powodu unieważniania umów, zaczęły pozywać klientów i żądają od nich opłaty za korzystanie z kapitału. W ten sposób bronią się też przed przedawnieniem swoich roszczeń - napisano.