To ciąg dalszy istnej telenoweli pt. „Konflikt grecko-unijny”, która trwa od miesięcy. Wszystko zaczęło się od miliardowych pożyczek, których Grecji udzieliły MFW, Komisja Europejska i Europejski Bank Centralny, aby ratować ten kraj przed bankructwem, które groziło mu wskutek światowego kryzysu gospodarczego. Wtedy Grecja zobowiązała się, że będzie zaciskać pasa, aby raty pożyczki móc spłacać w terminie. W międzyczasie jednak w Grecji zmienił się rząd, a nowy premier Aleksis Tsipras oświadczył, ze ma dość polityki oszczędnościowej.
Grecja walczy
Wtedy pojawiły się głosy, że Grecja mogłaby nawet opuścić strefę euro, aby nie ciągnąc jej w dół. Tak do tej pory się jednak nie stało, choć to prawdopodobny scenariusz. Do dziś Grecy mieli zapłacić ratę w wysokości 300 mln euro. Jednak termin ten zbliżał się nieuchronnie, a na kontach MFW pieniędzy nie było ani widu, ani słychu. Grecy butnie zapowiadali, że nie zapłacą raty, jeśli wierzyciele nie pójdą na ustępstwa. A chcą na przykład, by Grecja podniosła VAT na energię elektryczną. Wierzyciele z kolei mają haka na Grecję, bo jeśli ta im się nie podporządkuje, nie otrzyma 7,2 mld euro dodatkowej pomocy. Czytaj więcej >>>
Tsipras pręży muskuły
Kiedy już wydawało się, że sytuacja jest patowa, Grecy wyskoczyli z genialnym w swej prostocie pomysłem. Skorzystali z przysługującego im prawa i poprosili MFW o konsolidację wszystkich rat, które mieli spłacić w czerwcu i zobowiązali się, że do końca miesiąca uiszczą całą kwotę 1,55 mld euro.
ZOBACZ TEŻ: Wyjście Grecji ze strefy euro jest możliwe
Posunięcie jest o tyle pomysłowe, że daje Grecji czas na dalsze ustalenia z instytucjami unijnymi, aby ugrać dla siebie jak najwięcej, a wcześniej przecież i tak kraj musiał spłacić do końca miesiąca taką samą kwotę, tyle że w ratach. Tymczasem „Financial Times” twierdzi, że Grecja już teraz ma środki na spłatę całego zobowiązania, a zagrywki premiera Tsiprasa to jedynie prężenie muskułów przed wyborcami i członkami jego partii.