- Propozycja resortu pracy dotycząca przekształcania umów cywilnoprawnych w umowy o pracę budzi sprzeciw i kontrowersje, grożąc stratami zarówno dla pracodawców, jak i pracowników.
- Ekspert wylicza, że lekarz na B2B zarabiający 20 tys. zł miesięcznie mógłby stracić ponad 4 tys. zł netto po przejściu na umowę o pracę, a student na zleceniu z 10 tys. zł brutto – ponad 2 tys. zł.
- Decyzje PIP mogłyby działać wstecz, zmuszając firmy do zapłaty zaległych składek ZUS i podatków, co dla szpitala zatrudniającego lekarza na B2B mogłoby oznaczać dopłatę nawet 150 tys. zł za trzy lata.
- W koalicji rządzącej trwa ostry spór o projekt, a Lewica stawia sprawę na ostrzu noża, podczas gdy Trzecia Droga i Koalicja Obywatelska są sceptyczne
W koalicji rządzącej wrze wokół projektu nowelizacji ustawy o Państwowej Inspekcji Pracy (PIP). Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, kierowane przez Agnieszkę Dziemianowicz-Bąk, poinformowało, że Stały Komitet Rady Ministrów (SKRM) przyjął projekt dający inspektorom PIP prawo do zamieniania umów cywilnoprawnych w umowy o pracę. Jednak z nieoficjalnych informacji, na które powołuje się "Puls Biznesu", wynika, że SKRM projektu nie poparł, a przeciwko niemu ostro protestują Trzecia Droga i Koalicja Obywatelska. Lewica grozi nawet wyjściem z koalicji.
Ile można stracić na zmianie umowy na etat?
Głównym celem reformy ma być ochrona pracowników, jednak eksperci alarmują, że jej koszty poniosą obie strony. Wyliczenia eksperta pokazują, że planowane przekształcanie umów cywilnoprawnych w umowy o pracę boleśnie uderzy po kieszeni nie tylko firmy, ale i samych zatrudnionych. Piotr Juszczyk, główny doradca podatkowy w inFakt, na którego analizy powołuje się „Puls Biznesu”, przeanalizował sytuację na przykładzie lekarza na umowie B2B, który wystawia szpitalowi fakturę na 20 tys. zł. Obecnie na rękę otrzymuje on ok. 14,9 tys. zł. Gdyby inspektor pracy przekształcił jego umowę w etat, a szpital chciał utrzymać swój koszt zatrudnienia na tym samym poziomie, lekarz dostałby netto zaledwie ok. 10,8 tys. zł. „To oznacza, że taki lekarz byłby miesięcznie stratny na kwotę ok. 4,1 tys. zł na rękę” – wylicza Juszczyk.
Przy fakturze na 30 tys. zł strata sięgałaby już 7,7 tys. zł miesięcznie. To nie koniec problemów. Projekt zakłada, że decyzja inspektora mogłaby działać wstecz (proponowano jeden rok). W przypadku lekarza z fakturą na 20 tys. zł, szpital musiałby dopłacić ok. 150 tys. zł zaległych składek za okres trzech lat, który ekspert przyjął do poglądowych wyliczeń.
Studenci też dostaną po kieszeni?
Zmiany dotknęłyby również jedną z najpopularniejszych form zatrudnienia wśród młodych ludzi. Szczególnie dotkliwe byłoby to dla studentów do 26. roku życia, dla których ozusowanie umów zleceń oznacza drastyczny spadek dochodów netto. Obecnie student zatrudniony na umowie zlecenia nie płaci składek ZUS ani podatku (do limitu 85,5 tys. zł), więc jego pensja brutto jest równa netto.
Jak wskazuje Piotr Juszczyk, student zarabiający 5 tys. zł brutto na zleceniu, po przymusowym przejściu na etat otrzymywałby na rękę 3,9 tys. zł. „Po przerzuceniu go na etat przy 5 tys. zł brutto dostawałby 3,9 tys. zł, czyli o ok. 1 tys. zł mniej” – podaje ekspert.
Dla pracodawcy oznacza to dodatkowy koszt składek w wysokości ponad 1000 zł miesięcznie. Jeśli decyzja PIP działałaby wstecz, firma musiałaby dopłacić za trzy lata blisko 37 tys. zł zaległych składek za jednego studenta.
Głos biznesu i niepewna przyszłość reformy
Organizacje przedsiębiorców od początku apelują do rządu o wstrzymanie prac nad projektem. Ostrzegają, że nowe uprawnienia PIP mogą „zabić umowy B2B, zlecenia i o dzieło”, prowadząc do zahamowania rynku pracy i wzrostu szarej strefy. Mimo że resort pracy przedstawia reformę jako narzędzie do walki z tzw. śmieciówkami, twarde dane finansowe i ostry spór polityczny wewnątrz rządu stawiają jej przyszłość pod dużym znakiem zapytania. Na ten moment nie wiadomo, czy projekt w ogóle trafi pod obrady Rady Ministrów.
Polecany artykuł:
