Całkiem prawdopodobne, że kandydaci do pracy już na etapie przeglądania ofert zatrudnienia będą znać wysokość wynagrodzenia proponowaną przez pracodawców. Projekt wprowadza do ustawy art. 18 3f, który głosi: "Pracodawca, publikując w dowolnej treści informację o możliwości zatrudnienia pracownika na danym stanowisku pracy, uwzględnia w niej kwotę proponowanego zasadniczego wynagrodzenia brutto". Ma on duże szanse na wejście w życie, bo na ostatnim posiedzeniu Sejmu taką zmianę poparło Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej (MRPiPS). Na razie jednak nie ma oficjalnego rządowego stanowiska. Projekt ma na celu ułatwienie walki z nierównościami płacowymi i zwiększenie mobilności pracowników.
Nowoczesna postulowała, by pracodawca musiał umieszczać przynajmniej widełki proponowanego wynagrodzenia w ofercie pracy, czyli podać najniższą i najwyższą wysokość takiej pensji – ale wówczas ma umieścić też wzmiankę, że ostateczna kwota podlega negocjacjom. Dolne widełki miałyby być równe co najmniej wynagrodzeniu minimalnemu.
Projekt przewiduje też kary za niedopełnienie nowego obowiązku. Brak informacji o wysokości pensji lub zatrudnienie za wynagrodzeniem ostatecznie niższym od tego zaproponowanego w ogłoszeniu będzie wykroczeniem zagrożonym grzywną od 1 tys. do 30 tys. zł.
Związki zawodowe i eksperci popierają proponowane zmiany, natomiast pracodawcy kręcą na nie nosem. Dlaczego? Argumentem jest polityka płacowa firm jako element ich strategii biznesowej i wypracowanego know-how, w szczególności w przypadku wynagrodzenia na wyższych stanowiskach. Nie zwracają oni jednak uwagi na to, że wynagrodzenia podane w ofercie pracy znacznie usprawniłyby proces rekrutacji.
Źródło: "DGP"