Poznański czerwiec'56

i

Autor: PAP/CAF, East News Poznański czerwiec'56

Jak rwano murom zęby krat. Poznański Czerwiec'56

2022-06-26 18:22

Pochód robotników Ceglorza ulicami Poznania, ponad stutysięczna demonstracja, dramatyczne walki uliczne, wreszcie wojskowa pacyfikacja - tak wyglądał czarny czwartek 28 czerwca 1956, który rozpoczął Poznański Czerwiec'56

W czerwcu 1956 roku władza ludowa wysłała czołgi przeciw poznańskim robotnikom. Protestujący ośmielili się osaczyć gniazda nieprawości: Prezydium Miejskiej Rady Narodowej i Urząd Bezpieczeństwa. W rozruchach w Poznaniu zginęło kilkadziesiąt osób. Zaczęło się od stukotu o bruk drewnianych podeszew robociarskich buciorów pracowników „Ceglorza”, a skończyło na huku broni maszynowej. Nie było w PRL zacieklejszego wystąpienia przeciw władzy, ani jej brutalniejszej reakcji.

26 czerwca delegacja Cegielskiego przyjechała do Ministerstwa Przemysłu Ciężkiego w Warszawie. Minister Roman Fidelski przedstawił robotnikom nowy sposób obliczania zarobków. Wtedy wyszedł z gromady stary robotnik. Powiedział, że za „Wilusia” (cesarza Wilhelma) skończył cztery klasy i liczyć umie tylko po niemiecku. Zwrócił się do ministra: Według pańskiego rachunku wychodzi tak, a według mojego (tu nastąpiło liczenie po niemiecku) wychodzi coś innego. „Słuchajcie, wy najpierw skończcie podstawówkę, a potem idźcie na ministra” - odpowiedział Fidelski. Tłum zawrzał. Nie minęła minuta, a z rąk do rąk podawano sobie sznur, krzycząc do ministra: „powiesić go, powiesić!”

Dwa dni później w Zakładach Przemysłu Metalowego im. Józefa Stalina, zwanych „Ceglorzem” wybuchł strajk. Ulicami Śródmieścia Poznania ruszył pochód tysięcy robotników rozwścieczonych niskimi pensjami, śrubowaniem norm, dysproporcjami w zarobkach dołów i góry.

Pierwszy bunt - Poznań 1956

Przodem pochodu szło około setki malarzy i lakierników w zabrudzonych kombinezonach. Za nimi sunął kilkunastotysięczny tłum robotników z Cegielskiego. Ludzie na widok pochodu zdejmowali czapki, stanęły autobusy i tramwaje. Do demonstracji dołączali przechodnie. Pojawiły się okrzyki „Precz z Ruskami!”.

Pod gmach Komitetu Wojewódzkiego Partii zmierzało kilka pochodów. Urzędnicy Komitetu zabarykadowali się od wewnątrz i wezwali na pomoc milicję, ale przybyły oddział dołączył do protestujących. Buchnęła pieśń „Boże, coś Polskę”, potem Rota. Pojawiła się plotka, że do Polski wrócił były premier Stanisław Mikołajczyk. Skandowano jego nazwisko.

Gdy tłum wdarł się do gmachu KW, z okien wyleciały portrety dygnitarzy, czerwone sztandary i meble. Przez okna pokazywano frykasy przygotowane na przyjęcie warszawskiej delegacji. To rozwścieczyło tłum. Buchnęła plotka, że przywódcy protestu zostali uwięzieni w areszcie śledczym przy Młyńskiej. Tłum wyłamał jego bramy, wypuścił więźniów i uzbroił się w broń odebraną strażnikom.

Grupy robotników rozbrajały komisariaty w całym mieście. Zdemolowano pomieszczenia stacji zagłuszającej w gmachu ZUS, zdobyto i zdemolowano budynek sądu. W stronę jego okien poleciały butelki z benzyną, a z okien strzały. Padły idące przodem tramwajarki. Wtedy 13-letni Romek Strzałkowski podniósł biało-czerwony sztandar i zaraz zginął od kuli. Wreszcie tłum ruszył na Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa Publicznego. Pogłoska, jakoby funkcjonariusze tajnej policji otworzyli ogień, zabijając kobietę i dziecko, rozjuszyła ludzi.

Krwawa reakcja reżimu

Bojownicy, którzy przejęli wóz strażacki, chcieli zbiornik jego motopompy napełnić benzyną, oblać gmach urzędu i podpalić. Nie doszło do masakry, ponieważ kierownik stacji benzynowej wyłączył dystrybutor.

Tymczasem pod gmach UB zajechały czołgi z Oficerskiej Szkoły Wojsk Pancernych i Zmechanizowanych. Starszy mężczyzna z krzyżem w ręku wołał stając naprzeciw nim: „Jeśli jesteście Polakami, jeśli jesteście ludźmi, to nie będziecie strzelać do nas, Polaków!”. Wtedy odskoczył jeden z włazów, wyszedł z niego oficer i powiedział: „Wojsko polskie jest zawsze z narodem i nigdy przeciwko narodowi nie podniesie broni – jesteśmy z wami!”. Pośród nieopisanego entuzjazmu żołnierze oddali tłumowi broń. W tym czasie na terenie dworca zmasakrowano w akcie samosądu funkcjonariusza UB.

Zaraz potem do miasta dotarły dywizje pancerne. Walczono z nimi z bram, rzucając butelki z benzyną. Wojsko użyło gazów łzawiących i karabinów maszynowych. Miejsca po rozpierzchłej rzeszy ludzi zajęły wozy pancerne, czołgi i piechota. Rozkaz wydany przez dowodzącego akcją pacyfikacyjną brzmiał: „Użyć całej broni piechoty i broni pancernej, a jeśli się okaże potrzeba, to i artylerii”. Poznański czerwiec stłumiło 10 tys. żołnierzy oraz kilkaset czołgów i wozów opancerzonych.

W wyniku walk z wojskiem zginęło 58 osób, w tym 50 cywilów, 4 żołnierzy, 1 milicjant i 3 funkcjonariuszy UB. Ranne zostały co najmniej 573 osoby, w tym 523 cywilów, 15 funkcjonariuszy UB, 7 funkcjonariuszy MO i 28 żołnierzy. Pośród cywilnych ofiar śmiertelnych było 11 chłopców mających mniej niż 17 lat.

Tę rękę władza ludowa odrąbie

„Każdy prowokator czy szaleniec, który odważy się podnieść rękę przeciw władzy ludowej, niech będzie pewny, że mu tę rękę władza ludowa odrąbie” - mówił premier Józef Cyrankiewicz po wszystkim, w przemówieniu radiowym.

„Zbrodniczy prowokatorzy wykorzystali istniejące bezsprzecznie bolączki i niezadowolenie w niektórych zakładach pracy” - zapewniał. „Komitet Centralny Partii i rząd opracowały plan działania, który pozwoli na stopniowe podnoszenie stopy życiowej mas pracujących” - obiecywał. Wreszcie zawyrokował, że „krew przelana w Poznaniu obciąża wrogie Polsce ośrodki imperialistyczne i reakcyjne podziemie, które są bezpośrednio sprawcami zajść”.

27 września rozpoczął się trzeci proces podejrzanych o zbrodnie popełnione w czasie wypadków czerwcowych: „proces dziewięciu”. Oskarżonymi byli Zenon Urbanek, Józef Pocztowy, Stanisław Jaworek, Ludwik Wierzbicki, Łukasz Piotrowski, Stanisław Kaufmann, Leon Olejniczak, Janusz Biegański oraz Jan Suwart. Zarzut wobec niektórych z nich głosił jakoby dopuścili się „gwałtownego zamachu na funkcjonariuszy organów Bezpieczeństwa Publicznego znajdujących się w gmachu Wojewódzkiego Komitetu do spraw Bezpieczeństwa Publicznego”. 

Wszystkich oskarżono o nielegalne posiadanie broni i amunicji. Za te przestępstwa groziło nawet dożywocie lub kara śmierci, ale ostatecznie sąd wymierzył kary od 1,5 do 3 lat pozbawienia wolności. Jana Suwart i Leon Olejniczak zostali uniewinnieni.

Krętacz prawdę prawiący

Na VIII plenum KC PZPR krew robotników rozegra politycznie Władysław Gomułka. Nie powie tam, jak głosiła ówczesna propaganda, że poznański czerwiec był skutkiem prowokacji. Będzie krzyczał, że bunt był zdrowym odruchem klasy robotniczej przeciwko problemom gospodarczym i biedzie. Szybko jednak doda: „robotnicy w żadnym razie nie protestowali przeciwko Polsce Ludowej, przeciwko socjalizmowi, bo jest on ich ideą, ale przeciwko wypaczeniom”. Będzie wmawiał ludziom słuchającym go w domach przez radia, że socjalizm jest ideą lewicową bliską narodowi i wyznawaną przez całą patriotyczną polską klasę robotniczą. Po szatańsku zmiesza porządki, będzie memłał czerwone z biało-czerwonym. Wyjście 100 tys. poznaniaków na ulicę Gomułka nazwał przez mikrofon plenum przejawem klasowej mądrości przeciwko wypaczeniom stalinizmu. W tym momencie robotnicy obdarzyli sympatią Gumułkę, który na nią nie zasługiwał i nigdy miał nie zasłużyć. Który zostanie katem w marcu 1968 i grudniu 1970 r. i kto swoją wyjątkową umiejętnością podżegania, dzielenia i zastraszania tłumów będzie tłamsił i niszczył poczucie ludzkiej godności.

Tuż po „Polskim Poznaniu” zapewniał, że gdyby władze wyszły do robotników Cegielskiego „z całą prawdą”, ci nie zorganizowaliby demonstracji, tylko wróciliby do pracy. Następnie wygłosił w formie godnej romantycznego wieszcza zdanie na temat prawdy, mówiąc, że „jeśli się ją skrywa, wypływa ona w groźnej postaci widma, które straszy, niepokoi, buntuje się i wścieka”. Była to ta rzadka chwila, kiedy krętaczowi, kuglarzowi i kłamcy udało się powiedzieć prawdę.

Zobacz GALERIĘ unikalnych zdjęć POZNAŃSKI CZERWIEC'56

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Najnowsze