Ceny idą w górę w oczach. Codzienne zakupy wywołują zawrót głowy. Konsumenci coraz częściej bacznie studiują rachunki i sprawdzają, czy aby na pewno kasjer niczego dwa razy nie policzył. Nie, to nie jest błąd kasjera, ceny po prostu są zatrważająco wysokie. I nic nie zapowiada, aby w najbliższym czasie spadły. Jak podaje "Gazeta Wyborcza" jeszcze w tym tygodniu podrożeje pieczywo, makarony i kasze, średnio o 10-20 proc.
Jak to możliwe? To efekt epidemii koronawirusa. W młynach zabrakło mąki, bo na początku epidemii ludzie rzucili się na makarony i mąkę. Zwykle były miesięczne zapasy, teraz się skończyły, a nowych ziaren nie ma. Nie ma zapasów, które by wystarczyły do nowych zbiorów, czyli połowy lipca. I co gorsza, nie wiadomo, jakie te nowe zbiory będą. Mamy wiosnę, a susza doskwiera jak w upalne lato. Nic nie zapowiada, żeby sytuacja się zmieniła. Jak nie będzie odpowiedniej ilości dobrej jakości zbóż, to trzeba będzie płacić za mąkę i jej pochodne krocie.
Już teraz czekają nas wysokie podwyżki cen pieczywa. Pod koniec kwietnia mocno pszenica podrożała. Cena podskoczyła z 750 zł (za tonę w styczniu) do 940 zł pod koniec kwietnia. W rezultacie młyny płacą dziś za pszenicę ok. 20-25 proc. więcej niż na początku roku. A wiadomo, że w łańcuchu dostaw, w którym każdy chce zarobić, jest klient i to on de facto więcej zapłaci za pieczywo, makarony, ciasta itp.
Dziś za zwykły pszenny chleb płacimy ok. 2 zł. Te razowe, z ziarnami kosztują ok. 3-4 zł, a te z bakaliami i fit nawet 6 zł i więcej - jest pieczywo i po kilkanaście złotych. Zatem łatwo wyliczyć, ile może przyjść nam płacić za pieczywo po podwyżce. Od około 50 groszy nawet do kilku złotych więcej.
"Super Express" kupisz TUTAJ