Każdego dnia notowania kursów wymiany euro, dolara, franka szwajcarskiego czy funta brytyjskiego śledzą tysiące ludzi. Część z nich gra na foreksie, inni szukają dobrej okazji do kupna waluty w związku z planowanym wyjazdem, a inni mają do spłaty kredyty we frankach.
Zobacz także: Sztuczki kantorów. Co zrobić, żeby nie przepłacić?
Gdy idziemy do pierwszego lepszego kantoru, okazuje się, że tam ceny są zupełnie inne. Trzeba więcej wydać na zakup waluty, a za sprzedaż posiadanych przez nas walut obcych dostaniemy mniej.
W piątek 10 listopada br. oficjalne notowania euro na rynku finansowym były na poziomie 4,2449 zł. W tym samym momencie średnie kursy kantorowe były na poziomie 4,2144 lub 4,2619 w zależności od rodzaju transakcji (sprzedaży lub kupna waluty z punktu widzenia klienta). Te 2-3 grosze różnicy w obie strony można uznać za pewnego rodzaju normę w przypadku euro. W końcu na tej różnicy kantor musi zarobić.
Sprawdź też: Poczta Polska uruchomi elektroniczny kantor
Zdecydowanie mniej zrozumienia wykazują klienci widząc większe różnice w cenach, a te potrafią być czasami bardzo duże. Są kantory, które nie grają fair, a wręcz żerują na niewiedzy klientów. Wykorzystują brak rozeznania i zawyżają lub zaniżają ceny - przyznaje Jakub Lasek, ekspert Quantor, internetowej porównywarki kantorów. - Najlepszym tego przykładem są kantory na lotniskach czy dworach kolejowych. Tam najprościej naciąć obcokrajowców - podkreśla.
Źródło: Money.pl