Choć trwa jeszcze liczenie głosów wyborczych w Stanach Zjednoczonych, to przewaga Donalda Trumpa nad Hillary Clinton jest tak duża, że nic tu znaczącego się nie zmieni. Do zgarnięcia zostało jeszcze 40 z 538 głosów elektorskich, ale republikanin ma już ich na swoim koncie 289, czyli o 71 więcej niż demokratyczna rywalka (do wygranej potrzeba 270)
Sprawdź koniecznie: Wybory w USA. Donald Trump nowym prezydentem Ameryki [WYNIKI GŁOSOWANIA, ZDJĘCIA]
Po zliczeniu wszystkich głosów, gdzie Amerykanie wybierali nie tylko prezydenta i wiceprezydenta, ale również 1/3 składu Kongresu, proces wyborczy nie będzie zakończony. Bowiem dopiero w grudniu zbiera się Kolegium Elektorskim (nie wszyscy w jednym miejscu, tylko w swoich stanach). Elektorzy są zobowiązani do głosowania na zwycięzcę w danym stanie. Składają w tej sprawie przysięgę, której złamanie grozi w niektórych stanach karami - ale jest to niepraktykowany przepis prawa. Od 1900 r. tylko dziewięcioro elektorów nie wypełniło tego zobowiązania, głosując na innych kandydatów, ale nigdy nie miało to wpływu na ostateczny rezultat wyborów.
Elektorzy dopełniają formalności po głosowaniu wyborców. Co jednak w przypadku, gdy ich głosy rozłożyłyby się po równo - po 269 głosów na każdego z kandydatów? Wówczas o wyborze prezydenta zadecyduje w głosowaniu Izba Reprezentantów, a wiceprezydenta – Senat. W teorii jest możliwa sytuacja w której prezydent jest przedstawicielem jednej partii, a wiceprezydent drugiej. W obecnym Kongresie większość w obu izbach mają Republikanie.
Po tym następuje uroczysta inauguracja i zaprzysiężenie prezydenta-elekta, które wypada dwa i pół miesiąca po wyborach. Poprawka 20. do konstytucji USA z 1933 roku mówi, że kadencja prezydenta i wiceprezydenta USA "upływa w południe dnia 20 stycznia". Gdy ten dzień wypada w niedzielę, uroczystość przekładana jest na poniedziałek.
Zaprzysiężenie odbywa się na schodach Kapitolu w Waszyngtonie. Dawniej prezydent-elekt przychodził na uroczystość pieszo. Od XX w. zmierza na Kapitol w samochodzie wśród wiwatującego tłumu. Pierwszy raz w historii miało to miejsce w 1921 r., gdy na zaprzysiężenie jechał prezydent-elekt Warren G. Harding, któremu towarzyszył Woodrow Wilson jako ustępujący prezydent.
Sprawdź również: Wybory w USA. Które stany trzeba zdobyć, aby wygrać [INFOGRAFIKA]
Najbardziej dramatyczne ślubowanie miało miejsce równo pół wieku temu. 22 listopada 1963 r. Ameryką wstrząsnął zamach na popularnego Johna F. Kennedy'ego. Gdy prezydent zmarł w szpitalu w Dallas, agenci Secret Service wpadli w panikę, bo ktoś puścił plotkę że jego zastępca Lyndon B. Johnson także został ciężko ranny. Gdy odnaleźli go całego i zdrowego, od razu przewieźli na lotnisko. LBJ ślubował na pokładzie Air Force One chwilę po tym, jak samolot oderwał się od ziemi. Wówczas jedyny raz w historii nowy gospodarz Białego Domu składał przysięgę przed kobietą, sędzią federalną Sarah F. Hughes z Teksasu. Obok nowego prezydenta w poplamionej krwią męża różowej sukience stała Jackie Kennedy - pisał Radosław Korzycki dla tygodnika "Polityka".
Źródło: PAP, Polityka, Superbiz.pl