Koniec polskiego modelu taniej pracy? Ekspert ostrzega przed gospodarczym dryfem

Polski model gospodarczy, który przez trzy dekady napędzał spektakularny wzrost, osiągnął swoje naturalne granice. Jan Oleszczuk-Zygmuntowski, współprzewodniczący Polskiej Sieci Ekonomii, w rozmowie z Jakubem Dymkiem w podcaście "Dwie lewe ręce" ostrzega przed gospodarczym dryfem - sytuacją, w której silnik rozwoju już nie pracuje, ale pojazd polskiej gospodarki wciąż jedzie do przodu siłą inercji.

Koniec polskiego modelu taniej pracy? Ekspert ostrzega przed gospodarczym dryfem

i

Autor: Adrianna Ewa Stawska-Ostaszewska Koniec polskiego modelu taniej pracy? Ekspert ostrzega przed gospodarczym dryfem
  • Polski model wzrostu oparty na taniej pracy, taniej energii i imporcie pracowników przestał działać - osiągnęliśmy 90 proc. średniej unijnej PKB per capita i nie możemy już konkurować niskimi kosztami
  • Masowa migracja ekonomiczna hamuje innowacyjność - przedsiębiorcy wolą sprowadzać tanich pracowników zamiast inwestować w automatyzację i nowe technologie, co historycznie udowodnione blokuje postęp technologiczny
  • Polska traci rocznie 40 miliardów złotych na zagraniczne usługi cyfrowe - pieniądze wypływające na chmury obliczeniowe i platformy cyfrowe mogłyby zasilać lokalne spółdzielnie i tworzyć miejsca pracy w małych miastach
  • Rozwiązaniem jest powrót do społecznej gospodarki rynkowej z Konstytucji - demokracja ekonomiczna, spółdzielczość i lokalne społeczności mogą zastąpić wyczerpujący się model, tak jak dzieje się to w najbogatszych krajach Skandynawii
Super Biznes SE Google News

Ten model dalej funkcjonuje, tylko że stracił zdolność do podnoszenia jakości życia i zwiększania naszej majętności

- wyjaśnia ekonomista. Mamy jeszcze rozpęd z poprzednich inwestycji, środki unijne do wydania i statystyki wzrostu, ale fundamenty tego wzrostu już nie działają.

Dogoniliśmy Zachód - teraz co?

Polska zbliża się do poziomu 90 proc. średniej unijnej PKB per capita. To oznacza koniec okresu łatwego doganiana bogatszych krajów. Nie pasujemy już do tego samego koszyka co Rumunia czy Bułgaria, ale nie możemy też konkurować jak dotychczas.

"Model oparty na trzech filarach przestał działać" - diagnozuje Zygmuntowski i wyjaśnia:

1. Koniec taniej pracy

Polscy pracownicy przestali być znacznie tańsi od zachodnich konkurentów. Przewaga kosztowa, która ściągała inwestycje zagraniczne, stopniowo znika. Jednocześnie dorównaliśmy Zachodowi pod względem kwalifikacji - mamy świetną kulturę techniczną po Polsce Ludowej i opanowaliśmy zarządzanie w gospodarce rynkowej.

"Przeciętny absolwent polskiej szkoły średniej ma podobną wiedzę o pracy w firmie jak jego rówieśnik z Hiszpanii czy Niemiec" - podkreśla ekspert.

2. Energia już nie tania

Przez 30 lat Polska zaniedbywała inwestycje w energetykę. Pieniądze z podatku emisyjnego ETS, które miały finansować transformację energetyczną, kolejne rządy wydawały na inne cele. Efekt? Stare elektrownie węglowe, które wkrótce się rozpadną, i import wszystkich nośników energii - od węgla po gaz.

Niektórzy liczą na przenoszenie fabryk z Chin do Europy (friend-shoring), ale to nie strategia, tylko "liczenie na szczęśliwy traf" - ostrzega Zygmuntowski.

3. Migracja zamiast innowacji

Zamiast inwestować w automatyzację, polscy pracodawcy wolą sprowadzać tanich pracowników z zagranicy. To hamuje postęp technologiczny. Problem widać na ulicach - na platformach dostaw (Bolt, Wolt, Uber) pracują głównie migranci.

Dlaczego migracja niszczy innowacyjność?

"Jeśli Polak jest tańszy niż robot, biznes nie kupi robota" - wyjaśnia Zygmuntowski prostą logikę rynkową. Historia pokazuje odwrotną zależność: gdy amerykańscy rolnicy stracili dostęp do tanich pracowników z Ameryki Łacińskiej, zmuszeni zostali do mechanizacji. To napędzało rozwój technologiczny.

Każdy kolejny zastrzyk taniej siły roboczej z zagranicy działa coraz słabiej, bo migranci też generują koszty

- dodaje ekonomista. Istnieje ryzyko, że zaczniemy łatać migrantami coraz więcej obszarów - od fabryk po administrację publiczną.

Demografia: globalny problem, lokalny dramat

Spadek dzietności dotyka nie tylko Polskę - nawet w konserwatywnym Iranie wskaźniki są podobne do europejskich. Ale Polska ma specyficzną strukturę - wiele średnich miast, które teraz desperacko rywalizują o mieszkańców.

Sąsiadujące gminy organizują loterie dla osób rozliczających podatki w ich granicach. Małe miasta "zasysają" ludzi ze wsi, duże - z średnich. Wszyscy walczą o to samo: mieszkańca-podatnika i potencjalnego pracownika.

Katarski model? Droga do państwa policyjnego

Prawica postuluje kontrolowaną migrację na wzór Kataru czy Emiratów - sprawdzeni pracownicy, konkretne zadania, powrót po zakończeniu kontraktu. Zygmuntowski odpowiada ostro: w małym, pustynnym kraju można kontrolować każdego migrantа, ale w 40-milionowej Polsce wymagałoby to gigantycznego aparatu represji.

Żeby pilnować takiej liczby ludzi, potrzebne jest państwo policyjne. Prawica niech powie wprost: przy każdym zakładzie będą stać funkcjonariusze sprawdzający dokumenty i kolor skóry

- ostrzega.

Społeczna gospodarka rynkowa - zapomniana alternatywa

Konstytucja mówi o gospodarce opartej na "solidarności, dialogu i współpracy partnerów społecznych" - zapis ignorowany od 30 lat. Zygmuntowski widzi w nim klucz do nowego modelu rozwoju.

"Społeczeństwo zdolne do współpracy zawsze wygra z indywidualistycznym" - podkreśla, wskazując na sukces Chin w transformacji energetycznej dzięki lepszej organizacji społecznej.

Nowy model to według ekonomisty:

  • Demokracja w firmach - pracownicy w zarządach (jak w Niemczech)
  • Spółdzielczość - załogi współwłaścicielami przedsiębiorstw
  • Lokalne społeczności - pieniądze zostają w miastach zamiast wypływać
  • Wysokie zaufanie - mniej biurokracji przez wzajemną ufność
  • Budowanie lokalnego dobrobytu - sprawdzone rozwiązania

Zygmuntowski testuje model "community wealth building" znany z amerykańskiego Cleveland (które skurczyło się z miliona do 400 tysięcy mieszkańców) czy brytyjskiego Preston. Idea: zidentyfikować, dokąd wypływają pieniądze z miasta, i stworzyć lokalne alternatywy.

Skupia się na "instytucjach kotwiczących" - urzędach, szpitalach, szkołach - które nie mogą się wynieść. Co kupują z zewnątrz? Co można produkować lokalnie?

Praktyczne przykłady:

  • Lokalne spółdzielnie energetyczne zamiast rachunków do koncernów
  • Miejskie pralnie dla szpitali
  • Lokalne farmy miejskie dla stołówek szkolnych
  • Spółdzielcze usługi cyfrowe

Testujemy to w programie Regenerator Miast z 14 samorządami - od małej gminy przy granicy z Rosją po Kraków

- mówi ekonomista.

Cyfrowa szansa: 40 miliardów do odzyskania

Polska wydaje rocznie ponad 40 miliardów złotych na zagraniczną chmurę obliczeniową, reklamy cyfrowe i platformy zakupowe. Te pieniądze mogłyby zostać w kraju dzięki lokalnym spółdzielniom cyfrowym.

Zamiast płacić Amazonowi czy Google'owi, kupujmy usługi od samorządowych spółdzielni z własnymi serwerami zasilanymi zieloną energią

- postuluje Zygmuntowski. Nie trzeba gigantycznych centrów danych - wystarczy sieć mniejszych, dopasowanych do polskiej struktury miast.

To także szansa dla młodych ludzi. "Słysząc, że lokalna spółdzielnia cyfrowa zatrudnia i szuka młodych, zdolnych ludzi, ktoś prowadzący wcześniej Instagrama może zobaczyć drogę kariery - od specjalisty do dyrektora w kilka lat".

ETS: rynkowy eksperyment z katastrofalnymi skutkami

System handlu emisjami (ETS) to "rozwiązanie z gruntu liberalne" - krytykuje Zygmuntowski. Stworzenie giełdy uprawnień do emisji CO2, na której spekulowały fundusze podczas wojny w Ukrainie, zaprzecza idei sprawiedliwej polityki klimatycznej.

Rozszerzanie ETS na ciepłownictwo i budynki to "karkołomny pomysł". Spółki komunalne, już dziś zadłużone przez ubytek mieszkańców w małych miastach, mają nagle finansować transformację energetyczną. "Paradoks: płacą podatek emisyjny i jeszcze muszą inwestować, żeby go uniknąć".

Klasa posiadaczy musi się podzielić

Transformacja wymaga społecznego konsensusu. "Jest w Polsce klasa ludzi kupujących po 60 kawalerek w kraju i 40 za granicą" - mówi wprost Zygmuntowski i dodaje:

Jeśli się nie podzielą tym, co wypracowali przez 30 lat, to za dekadę obudzą się w kraju o takim poziomie degradacji, że te kawalerki na nic się nie przydadzą.

To nie ideologiczny postulat, ale praktyczna konieczność. Model wzrostu oparty na wyzysku doprowadził do tego, że Polacy stali się "najszybciej wymierającym narodem w Europie".

Czas ucieka

"Najlepszy moment na zmianę był 20 lat temu. Drugi najlepszy moment jest teraz" - podsumowuje ekonomista. Polski model gospodarczy znajduje się w krytycznym punkcie - dalsze odkładanie reform oznacza pogłębianie problemów demograficznych, energetycznych i technologicznych.

Rozwiązanie istnieje i jest sprawdzone. Społeczna gospodarka rynkowa funkcjonuje w najbogatszych krajach Europy Północnej, gdzie wysokie zaufanie społeczne przekłada się na konkurencyjność gospodarczą. Trzeba tylko odwagi, żeby z teorii przejść do praktyki - zanim gospodarczy dryf zamieni się w jawną recesję.

Zobacz także: RAPORT TOMASZA WALCZAKA. "Podatki się płaci, a nie CWANIAKUJE" - Jan Zygmuntowski o obniżce składki zdrowotnej

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki