- Rzeczywista siła nabywcza złotego, a nie pozorna stabilność kursu walutowego, kształtuje aktualne trendy rynkowe i determinuje rentowność polskiego biznesu
- Analitycy finansowi wskazują, że polityka NBP generująca atrakcyjny zwrot z inwestycji (ROI) jest kluczowym czynnikiem stymulującym napływ kapitału zagranicznego
- Historyczna siła złotego generuje potencjalne straty dla NBP, co stanowi kluczowy element, który musi uwzględniać każda strategia biznesowa w kontekście zarządzania ryzykiem
- Eksperci rynku wskazują, jak wynik rozmów handlowych na linii USA-Chiny może wpłynąć na globalne trendy rynkowe i bezpośrednio zagrozić stabilności polskiej waluty
- Czy obecna siła złotego to trwała przewaga konkurencyjna dla importerów, czy raczej krótkoterminowy trend obarczony wysokim ryzykiem?
Spokój na kursie euro to tylko pozory. Prawdziwa siła złotego bije rekordy
Na pierwszy rzut oka notowania polskiej waluty wyglądają na wyjątkowo stabilne. Kurs euro od ponad pół roku niemal nie drgnął, poruszając się w wąskim przedziale od 4,23 do 4,31 zł. We wtorek, 28 października 2025 roku, za jedno euro trzeba zapłacić 4,2415 zł. Jednak pod tą powierzchnią spokoju kryje się głębszy trend. Złoty umacnia się wobec euro już trzeci rok z rzędu, co jest wyraźnym odwróceniem wieloletniej tendencji jego osłabiania, która trwała aż do początku 2023 roku. Ekonomiści przewidują, że do końca roku kurs utrzyma się w obecnych granicach, a średnia prognoz wskazuje na poziom 4,31 zł.
Gdy jednak spojrzymy na złotego nie przez pryzmat kursu walutowego, a realnej siły nabywczej, czyli tego, ile towarów i usług możemy za niego kupić, obraz staje się zupełnie inny. Pod tym względem polska waluta jest najmocniejsza od globalnego kryzysu finansowego w 2008 roku. W ciągu zaledwie dwóch lat jej rzeczywista siła nabywcza wzrosła o ponad 20 procent, a specjalistyczny wskaźnik porównujący ją z walutami naszych partnerów handlowych (tzw. REER) osiągnął poziomy niewidziane od dwóch dekad. Kluczem do zrozumienia tego zjawiska jest inflacja. Ponieważ w ostatnich latach ceny w Polsce rosły znacznie szybciej niż w strefie euro, sięgając w szczycie nawet 17 procent, złoty musiał się nominalnie umocnić, aby zachować równowagę. Bez tego polskie towary stałyby się dla zagranicznych odbiorców ekstremalnie drogie.
NBP dolewa paliwa, ale Trump może zaciągnąć hamulec. Co dalej ze złotym?
Głównym silnikiem napędzającym umocnienie złotego jest polityka Narodowego Banku Polskiego. Utrzymywanie głównej stopy procentowej na poziomie 4,50 procent, przy inflacji, która we wrześniu 2025 roku wyniosła 2,9 procent, tworzy bardzo atrakcyjne warunki dla oszczędzających. Oznacza to, że oprocentowanie lokat czy obligacji jest wyższe od wzrostu cen, więc kapitał realnie zyskuje na wartości.
Taka sytuacja działa jak magnes na zagranicznych inwestorów, którzy mogą tanio pożyczyć pieniądze na przykład w strefie euro i zainwestować je w Polsce, zarabiając na tej różnicy. Namacalnym dowodem tego napływu kapitału są historyczne rekordy na warszawskiej giełdzie, gdzie główny indeks WIG przekroczył 112 tysięcy punktów, co pozycjonuje Polskę jako jeden z najbardziej obiecujących rynków w Europie.
Jednak tak silna waluta ma również drugą, bardziej ryzykowną stronę. Umocnienie złotego generuje potencjalne straty dla NBP, ponieważ rezerwy walutowe banku, przechowywane głównie w euro i dolarach, po przeliczeniu na złotówki tracą na wartości. W 2025 roku ta księgowa strata może sięgnąć nawet 30 miliardów złotych. Historia, zwłaszcza z lat 2001 i 2008, uczy, że okresy tak dużej siły złotego często kończyły się jego gwałtownym osłabieniem.
Najbliższym zagrożeniem jest zaplanowane na 30 października spotkanie Donalda Trumpa z Xi Jinpingiem. Jeśli rozmowy na temat ceł i barier handlowych zakończą się fiaskiem, na rynkach może zapanować nerwowość. Taka eskalacja wojny handlowej mogłaby zniechęcić inwestorów do lokowania kapitału w krajach takich jak Polska, co bezpośrednio uderzyłoby w notowania złotego.
