tor wyścigowy, nauka jazdy, pachołek

i

Autor: Nokian

Legendy WORD. Wpadki i oszustwa zdających na prawo jazdy [CZĘŚĆ III]

2017-07-09 13:00

Dziś przedstawiamy trzeci (i ostatni) odcinek naszej miniserii o legendach WORD, czyli osobach, które, próbując zrobić prawo jazdy, na długie lata zapadają w pamięć egzaminatorom. Dziś przedstawiamy próbę oszustwa, której dopuściła się egzaminowana, przedziwne zachowanie innego kursanta oraz (przeważnie) zabawne wpadki zdających. Miłej lektury!

Cykl „Legendy WORD” publikuje serwis info-car.pl, należący do Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych, do której zadań należy m.in. produkcja praw jazdy. W serwisie tym znajdziemy nie tylko przydatne informacje dla kierowców i ciekawostki, ale też sprawdzimy np. status przygotowania naszego dokumentu, zapłacimy za jego wydanie itd. Jedną z najciekawszych historii opublikowanych w ramach cyklu jest ta, która rozegrała się w Łodzi. Do tamtejszego Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego (ciekawostka – WORD ten mieści się przy ul. Smutnej; tuż obok więzienia i cmentarza!) przyszła kursantka, która twierdziła, że zdała egzamin na „prawko”, ale przez długi czas nie jest wstanie wyrobić sobie dokumentu.

ZOBACZ TEŻ: Przychodzą pijani, widzą diabła, kłamią rodzicom… Legendy WORD [CZĘŚĆ I]

Powodem takiej sytuacji, jak twierdziła, jest to, że WORD zagubił jej papiery egzaminacyjne. Kobieta ta rozmawiała z Łukaszem Kucharskim, ówczesnym wice- a dziś dyrektorem ośrodka. Kucharski poszedł do biura obsługi klienta, które zapewniło go, że żadnych dokumentów nie zgubiło. Wicedyrektor wrócił więc do problematycznej kursantki, która przedstawiła mu… zaświadczenie z tego samego WORD-u, w którym jasno napisano, że powinna dostać prawo jazdy, bo egzamin zdała, a jej dokumentu zaginęły! Problem był tylko jeden – na zaświadczeniu widniał podpis… Kucharskiego. A ten nigdy takiego dokumentu nie wystawiał! Przy takim obrocie sprawy wiceszef WORD-u zaprosił kursantkę do swojego gabinetu i zaproponował jej herbatę, udając, że chce wyjaśnić sytuację. Na miejsce już jechała policja, która wyprowadziła fałszerkę w kajdankach.

Badania niepotrzebne

Zagadkowy przypadek zdarzył się z kolei w Gorzowie Wielkopolskim. Pewien mężczyzna zapisał się na egzamin teoretyczny. Przyszedł do ośrodka i wkrótce po zakończeniu testu udał się do kasy, aby zapłacić za kolejny egzamin, bo nie udało mu się zdać. Kasjerka nie kryła zdziwienia – z papierów wynikało bowiem, że mężczyzna mimo zapisu i obecności w WORD-zie w ogóle się na egzaminie nie pojawił! Ten zapewniał ją, że nie zdał, wskazał nawet stanowisko, przy którym siedział. Sprawę trzeba było wyjaśnić. Prowadzący egzamin poszedł z kursantem obejrzeć nagranie z monitoringu zainstalowanego w ośrodku.

Okazało się, że ów człowiek na egzamin przyszedł, ale mimo wyczytywania jego nazwiska, nie wszedł do sali. Cały test przesiedział w łazience, a dopiero potem wmieszał się w tłum wychodzących z egzaminu, o coś ich wypytywał i od razu poszedł zapisać się na kolejny termin! Mężczyzna w ogóle nie zamierzał tłumaczyć się ze swojego zachowania; cały czas milczał. WORD postanowił skierować go na badania psychologiczne, ale starosta kontrolujący ośrodek uznał, że... nie ma ku temu podstaw! O „kursancie widmo” słuch po tym zaginął.

Korek, którego nie było

Po dwóch poważnych historiach, czas na coś zabawnego. Pewna kursantka w Pile otrzymała polecenie skręcenia na rondzie w lewo. Mimo to zaczęła jeździć wokół wyspy. Po kilku okrążeniach egzaminator zapytał ją, co ona właściwie robi. W odpowiedzi usłyszał, że przecież zgodnie z jego poleceniem cały czas skręca w lewo! Jeszcze zabawniej było na egzaminie w Łodzi. Egzaminowana, której polecono skręcić w prawo, wykonała ów manewr, ale po skręcie wpakowała się w korek. Widać było, że postój bardzo ją niecierpliwił. Bębniąc palcami o kierownicę, zwróciła uwagę na nadmierną liczbę remontów w Łodzi, przez które całe miasto się strasznie korkuje. Nie zauważyła jednego – po skręcie w prawo nie zajęła pasa do jazdy, a po prostu ustawiła się w rzędzie równolegle zaparkowanych aut...

ZOBACZ TEŻ: Legendy WORD. Niesamowite historie związane z prawem jazdy [CZĘŚĆ II]

W WORDZ-ie w Ostrołęce kursanci nagminnie mylili z kolei kierunki. Skarżyli decyzje o przerwaniu im egzaminu, twierdząc, że egzaminator kazał im skręcić mimo znaku zakazu (wbrew popularnemu mitowi, osoba egzaminująca nie ma prawa wydawać poleceń sprzecznych z zasadami ruchu drogowego). Dopiero podczas odtwarzania nagrania z jazdy okazywało się, że egzaminator wydawał im np. polecenie skrętu w lewo, a ci jechali w prawo, łamiąc tym samym zakaz wjazdu w wybraną przez siebie ulicę! Z odtwarzaniem przebiegu egzaminu wiąże się ciekawa sytuacja z Łodzi. Kobieta, która oblała część praktyczną, chciała obejrzeć nagranie. Pokazano jej film ze wszystkich kamer zainstalowanych w aucie – przedniej, tylnej i wewnętrznej. Kobieta ta oczekiwała zaś obrazu filmowanego z samochodu jadącego za nią na egzaminie! Była święcie przekonana, że za każdym razem za kursantem takie auto jest wysyłane...

W Lublinie doszło z kolei do nieporozumienia, które mogło skończyć się tragicznie. Egzaminator poprosił kursantkę, by, zjechawszy z górki, do której się zbliżali, pojechała w prawo. Dziewczyna skręciła, ale NA górce. Samochód stoczył się ze wzniesienia tak niefortunnie, że wciągać trzeba go było specjalistycznym dźwigiem – auto nadawało się już tylko do kasacji. Lubelski WORD nie podaje, by cokolwiek stało się egzaminatorowi i kursantce, a więc zakładać należy, że wyszli z wypadku bez szwanku. W tym samym ośrodku pewien kandydat na kierowcę chciał zaliczyć słynny łuk na placu manewrowym. I udałoby mu się to, bo, jadąc tyłem, perfekcyjnie zaparkował w wyznaczonym polu, gdyby nie to, że owo pole znajdowało się na… sąsiednim stanowisku. Chłopak najpewniej w ogóle nie zorientował się, że coś robi nie tak!

Starą babkę w ramię

Znów inna historia: do egzaminu podchodziła zielonogórzanka. Egzaminator zapytał ją, czy dobrze zna miasto, a kiedy usłyszał, że tak, kazał jej jechać w kierunku popularnego w regionie kąpieliska. Dziewczyna pojechała jednak w zupełnie inną stronę. Zdziwiony egzaminator zapytał ją, dokąd się wybiera. Dziewczyna na to, że do domu. Zdziwienie egzaminatora było jeszcze większe, a więc postanowił zapytać, po co. „No jak to? Po strój kąpielowy” - odparła zupełnie serio dziewczyna. Na sam koniec pozostaje historia z Łodzi. Do egzaminu podchodziła tam pani, która miała na karku ponad 70 lat. Dopiero w tym wieku chciała zostać kierowcą; problem był taki, że nie była najlepiej przygotowana do egzaminu. Zdawała ponad dwadzieścia razy! Za którymś z nich oblała, bo nie zauważyła znaku stop i minęła go bez zatrzymania. Kiedy egzaminator przerwał jej egzamin, usłyszał: „To nie trza było puknąć w ramię starą babkę, że znak jest?!”.

Źródło: info-car.pl

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Najnowsze