Lekarze długo nie potrafili postawić prawidłowej diagnozy. Wreszcie okazało się, że to amyloidoza transtyretynowa (ATTR) która prowadzi m. in. do uszkodzenia serc. To rzadka choroba, w której w różnych narządach zaczynają odkładać się włókna amyloidowe powstające na skutek wadliwego przekształcania się białka transtyretyny TTR. Dochodzi wówczas do gromadzenia się amyloidu w różnych narządach, co skutkuje ich uszkodzeniem. W największym stopniu białko to odkłada się w sercu, dlatego najczęstszą postacią amyloidozy transtyretynowej jest kardiomiopatia. – Mówi się o nas, że jesteśmy „ludźmi o wielkim sercu”, bo nasze serca stają się przerośnięte, grube i sztywne – mówi pan Bogdan.
Złe rokowania bez leczenia
Aktualnie u chorych podaje się leczenie objawowe, które nie jest skuteczne, a bywa nawet szkodliwe. Pacjenci w Polsce nie mają dostępu do skutecznego leczenia, które skupia się na przyczynie, a nie na skutkach choroby, mimo że takie leczenia jest dostępne praktycznie w całej Europie (19 krajów). Rokowania w ATTR są bardzo złe. Lekarze i pacjenci od lat apelują o pomoc w umożliwieniu dostępu do terapii ratującej życie takim pacjentom.
Nadzieja na refundację
– Dużo dobrego udało się zdziałać w kontekście naszej diagnostyki, ale niestety wciąż pozostajemy bez dostępu do odpowiedniego leczenia, bez dostępu do leku, jedynego, ratującego życie chorym na ATTR. I ten lek powinni otrzymywać wszyscy pacjenci – mówi Zbigniew Pawłowski.
A prof. Jacek Grzybowski, kierownik Oddziału Kardiomiopatii w Narodowym Instytucie Kardiologii w Warszawie dodaje: – To ogromna szansa dla chorych na ATTR. Tylko leczenie powinno się zacząć jak najszybciej, we wczesnej fazie choroby, zaraz po rozpoznaniu, bo wtedy będzie najskuteczniejsze.
Polecany artykuł: