Wyobraźmy sobie, że jesteśmy bajecznie bogatym biznesmenem spoza Unii Europejskiej i chcemy inwestować w Europie. Idealnym rozwiązaniem, które ułatwiłoby nam życie, jest zdobycie obywatelstwa któregoś z krajów UE. Wtedy wspólny rynek staje przed nami otworem. Ale jak wejść w posiadanie wymarzonego paszportu? Wystarczy schwycić pomocną dłoń Malty, która kieruje ją do potrzebujących od początku 2014 r. Oczywiście, nic nie dzieje się bezinteresownie. Chętny, wyciągając ręce o pomoc, musi mieć je pełne gotówki. Tyle wystarczy, by stać się maltańskim obywatelem, a tym samym móc prowadzić biznes we wszystkich państwach UE! Jak to wszystko się zaczęło? Malta stała się członkiem Unii Europejskiej w 2004 r. Jako naprawdę nieduże państewko (jej powierzchnia to zaledwie 316 km kwadratowych; dla porównania, sama Warszawa ma 517 km kwadratowych) nie ma takich możliwości zarobkowych jak większe kraje wspólnoty. Jedyną branżą, która generuje pewny przychód dla skarbu państwa, jest turystyka, a więc, aby kraj utrzymać, trzeba kombinować. Dlatego też Malta wprowadziła bardzo korzystny system, który pomaga międzynarodowym przedsiębiorcom uniknąć podwójnego opodatkowania czy płacić niskie daniny na rzecz państwa, a także gwarantuje liczne z nich zwolnienia. To przyciąga inwestorów zagranicznych i korzystnie wpływa na maltański wzrost gospodarczy - jest jednak jedno „ale”.
ZOBACZ TEŻ: Malta – ile kosztują wakacje na krańcu Europy
Chodzi tu o spore zadłużenie Malty, które, według danych Eurostatu, wynosi ponad 66 proc. PKB. Nie jest to może wskaźnik tak tragiczny jak choćby w przypadku Grecji (171 proc.), ale mógłby być niższy (dla Polski wynosi on np. niecałe 52 proc.). To właśnie jego zmniejszeniu ma służyć sprzedawanie paszportów. Pomysł ten narodził się w 2013 r. i został wysunięty przez rządzącą krajem Partię Pracy. Był bardzo prosty – Malta miała przerodzić się w swoistą bramę do innych gospodarek UE dzięki sprzedaży swojego obywatelstwa, a co za tym idzie, wydaniu unijnego paszportu, dzięki czemu można działać na europejskim rynku i swobodnie podróżować po państwach strefy Schengen. Pomysł od początku wzbudził kontrowersje. W końcu o przyznaniu obywatelstwa mieli decydować urzędnicy maltańscy, ale z ewentualnymi przykrymi konsekwencjami ich działań zmagałyby się te kraje UE, w których tak naprawdę chce działać kupujący paszport przedsiębiorca. Mówiąc prosto – Malta zarobi, Polska, Francja, Czechy czy Niemcy mogą stracić. Pomysł Malty określano działaniem republiki bananowej, a Parlament Europejski jasno stwierdził, że „obywatelstwo UE nie powinno być sprzedawane”. Oburzali się także Brytyjczycy (jak dobrze wiadomo, wyczuleni na punkcie imigracji). Trudno im było sobie wyobrazić, że do ich kraju wjedzie ktoś, kto kupił sobie paszport na Malcie.
Unia nie miała jednak prawnej możliwości zablokowania działań maltańskich władz, bo każde państwo UE z osobna decyduje, na jakich zasadach chce przyznawać obcokrajowcom swoje obywatelstwo. Unii udało się jedynie wymóc pewne obostrzenia. Początkowo rząd Malty planował, by kryterium finansowe było jedynym mającym wpływ na przyznanie obywatelstwa osobie, która chciałby skorzystać z oferty. Pod naciskiem UE maltańskie władze postanowiły, że, aby starać się o obywatelstwo ich kraju, oprócz wyłożenia gotówki na stół konieczne będzie też udowodnienie, że było się maltańskim rezydentem przynajmniej przez rok. Co bardzo ciekawe, taki zapis w prawie to ciekawy wybieg, bo kandydat do unijnego paszportu wcale nie musi na Malcie mieszkać. Wystarczy, że wynajmie tam na 12 miesięcy nieruchomość, w której może się nawet ani razu nie pojawić i już spełnia warunek! Przyszły maltański obywatel musi ponadto wykazać, że nie cierpi na żadną chorobę zakaźną i być objęty ubezpieczeniem zdrowotnym uznawanym międzynarodowo. Najciekawszy jest jednak oficjalny cennik. To pierwsze tego typu rozwiązanie w całej Unii!
ZOBACZ TEŻ: Które kraje należą do rajów podatkowych i dlaczego są tak nazywane? [LISTA]
Aby zostać maltańskim obywatelem, należy zasilić specjalny fundusz rządowy, z którego finansuje się m.in. służbę zdrowia, szkolnictwo czy tworzy nowe miejsca pracy. Kwota, która musi tam wpłynąć od bogacza, to aż 650 tys. euro. Jeśli ktoś chce obywatelstwo także dla współmałżonka, musi dopłacić 25 tys. euro, podobnie za każe dziecko do 18. roku życia. Jeśli syn lub córka nie są w związku małżeńskim i mają od 18 do 26 lat, trzeba wyłożyć już 50 tys. euro (powyżej tej granicy wieku lub jeśli są po ślubie, traktuje się ich jako oddzielnych aplikantów, którzy muszą wydać 650 tys. euro, chyba że „niedomagają fizycznie lub psychicznie”, jak to zgrabnie określają maltańskie władze. Wtedy rodzic płaci za dziecko 50 tys. euro). Brzmi skomplikowanie? To jeszcze nie wszystko. Maltański rząd zadbał też o portfele tamtejszych pośredników w obrocie nieruchomościami. Oprócz wymienionych wyżej kwot kandydat na obywatela UE musi też zadeklarować, że przez minimum pięć lat będzie wynajmował dom lub mieszkanie za co najmniej 16 tys. euro rocznie albo też kupi nieruchomość wartą co najmniej 350 tys. euro i będzie w jej posiadaniu przez analogiczny okres. Do tego dochodzi konieczność zainwestowania 150 tys. euro w obligacje skarbu państwa czy akcje rządowych spółek. Papierów wartościowych nie można się pozbyć także przez pięć lat. Jak więc widać, zakładając, że bogacz zainteresowany obywatelstwem chce je tylko dla siebie, musi na nie wyłożyć co najmniej 1,15 mln euro (ok. 5 mln zł)!
Liczba paszportów, które mogą zostać sprzedane – przynajmniej w teorii - jest ograniczona. Maltańskie władze zakładały, że w ręce biznesmenów trafi 1,8 tys. takich dokumentów, ale ponoć zamierzają wydawać nowe paszporty także po osiągnięciu tego limitu. Zainteresowanie programem jest bowiem ogromne W ciągu dwóch lat od jego uruchomienia sprzedano aż 700 dokumentów. Paszporty trafiają głównie w ręce zamożnych Rosjan, Chińczyków i mieszkańców Bliskiego Wschodu. Otrzymując maltański paszport, nie muszą oni rezygnować ze swojego obywatelstwa (jeśli takiego obowiązku nie nakłada na nich ich państwo), bo maltańskie przepisy zezwalają na posiadanie dwóch narodowości. W dodatku prawo do obywatelstwa wyspiarskiego państewka przysługuje „z automatu” również dzieciom przedsiębiorcy, jeśli przyjdą na świat już po otrzymaniu przezeń paszportu, nawet jeśli urodzą się poza maltańskim terytorium. Warto dodać, że, aby otrzymać dokument, nie trzeba mówić po maltańsku, ani nawet po angielsku. To wszystko sprawia, że propozycja Malty jest naprawdę wyjątkowa na tle całej UE. W kilku innych krajach wspólnoty (choćby w Hiszpanii czy Portugalii) istnieje wprawdzie możliwość wykupienia sobie tzw. złotej wizy, z której mogą skorzystać bogacze spoza UE, ale dokument ten jedynie otwiera im drogę do obywatelstwa w przyszłości, nie zaś przyznaje je im od razu. Czy inne kraje Unii pójdą śladem Malty i również zaczną handlować paszportami? Na razie nie ma takich sygnałów, ale być może potrzeba tylko kilku lat, by sprzedawanie unijnych dokumentów stało się powszechną praktyką.
AKTUALIZACJA: Jak się okazuje, swoje obywatelstwo (pośród krajów UE) sprzedaje również Cypr! Do tych danych dotarliśmy już po publikacji niniejszego artykułu. Cypryjskim obywatelem można zostać w zaledwie trzy miesiące. Portfel należy mieć jeszcze grubszy, niż w przypadku Malty, bo na paszport trzeba wyłożyć 2,5-5 mln euro (ok. 11-22 mln zł). Sztywnego cennika rozpisanego na krewnych itp. jednak nie ma. Cypryjskie władze tłumczą konieczność sprzedaży obywatelstwa chęcią naprawy budżetu państwa po światowym kryzysie finansowym. Deklarują, że rocznie z oferty korzysta nie więcej niż sto osób. Tymczasem, według doniesień prasowych, cyrpyjskie prawo zezwala na... grupowe staranie się o paszport! Powstają więc firmy, które oferują dokument już za kilka tysięcy euro. Nie ma danych, ilu chętnych skorzystało z oferty tą drogą.
Źródła: biznes.interia.pl, bbc.com, polityka.pl, next.gazeta.pl, maltaimmigration, legal-malta.com, henleyglobal.com, blogs.channel4.com