Dwugłos w urzędzie miasta. Prezydent Jeleniej Góry broni milionera
Również Przemysław Nowak prokurator krajowy na platformie X potwierdził te informacje. Tymczasem, oburzeni mieszkańcy Jeleniej Góry już wcześniej alarmowali w mediach społecznościowych o samowolce w Holiday Park & Resort, należącego do polskiego milionera Piotra Śledzia.
"Niech się ktoś zajmie tym resortem w Cieplicach! Przekopują koparkami wały i puszczają wodę, która zalewa ulice" – alarmował na Facebooku jeden z użytkowników. Inny internauta dodaje, "tam była walka między ludźmi z ul. Francuskiej ... a właścicielami Holiday Resort. Obie strony mają swoje racje, daleki jestem o wydawania osądów, wczoraj też uległem pozorom że właściciel jest cwaniakiem, że nie licz się z nikim, ale TO NIEPRAWDA, po prostu stara się jak wszyscy odprowadzić wodę oryginalnymi kanałami, które są niedrożne.
Jak czytamy z kolei w Onet , "mieszkanka miasta napisała o tym, że koparka z Holiday Park, jadąc torami, przedostała się pod wał, w którym zaczęła kopać przepust".
"Ten mały wał, prostopadły do ul. Sobieszowskiej, chronił kiedyś tereny, które obecnie zalewa przy Lubańskiej. (…) Właściciel będzie teraz ratował swój teren, zalewając mieszkańców Cieplic. Czy mają prawo przekopywać ten wał? Może ktoś się tym zainteresuje, jak pogoda się uspokoi" - cytuje portal.
Onet cytuje również Marcina Ryłko, rzecznika prasowego urzędu miasta, który zapewnił: "na pewno będziemy ten problem badać. Myślę, że nie tylko my jako miasto. Jeżeli doszło do złamania jakichś przepisów, to odpowiednie służby też będą sprawę analizować". Dodał jednak, że "w danym momencie wszystkie służby były skoncentrowane na pomocy ludziom bezpośrednio zalanym".
Jednocześnie Jerzy Łużniak prezydent Jeleniej Góry stwierdził, że koparki nie naruszały systemu wałów, lecz pracowały na terenie dawnych stawów.
"To, co widzimy na filmach, nie należy do systemu wałów przeciwpowodziowych. To, co było celem pracy koparki, to ziemia po stawach, które tam się znajdowały. Nie ma nic wspólnego z wałami przeciwpowodziowymi" - cytuje Łużniaka portal.
Teraz sprawę oficjalnie zbada miejscowa prokuratura.